poniedziałek, 23 grudnia 2019

Dziennik

Oto wybrany fragment kolejnej notatki z Dziennika:

7 grudnia, sobota.


Uruchomiłem odkurzacz, aby sprzątnąć mieszkanie z okazji jutrzejszej wizyty Izy znajomej.
- Czy chcesz zobaczyć, ile zebrało się u na kurzu? - spytałem po wszystkim Izę.
- Tak.
Wygrzebałem zawartość worka na gazetę.
- Popatrz, to wszystko było w naszym mieszkanku - wskazałem sporych rozmiarów, zbity kłąb.
- Skąd się tyle tego wzięło? - zdumiała się Iza. - Kiedy ostatnio sprzątaliśmy?
- Na wizytę twojego kuzyna z żoną.
- To było chyba dwa miesiące temu - stwierdziła. - Nic dziwnego.
Jeszcze raz z podziwem otaksowałem zawartość worka.
- Aż szkoda to wyrzucać. Wiesz, może dam, ogłoszenie w internecie, że tanio sprzedam kłąb kurzu. Na pewno znajdą się chętni. Na przykład faceci, którym żony, albo partnerki kazały sprzątnąć mieszkanie, a im się nie chciało tego robić. Chętnie dadzą, powiedzmy, 20 złotych za dowód ich ciężkiej pracy, podczas gdy tan naprawdę siedzieli sobie wygodnie w fotelu, pilo piwo i oglądali sport w TV.
Iza spojrzała na mnie z politowaniem.
- Czy możesz już przestać bredzić i zjeść obiad?
- Oczywiście, ale to pierwsze, nie.
Dzisiejsza porcję kurzu wyrzuciłem, ale muszę poważnie zastanowić się nad realizacją mojego nowatorskiego i użytecznego społecznie pomysłu.


ŻYCZĘ  WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Mam wyrzuty

Mam wyrzuty, że w tym roku tak zaniedbałem mój blog. Wszystko przez te "Notatki", które pracowicie skrobię  wiecznym piórem w kajetach A4, jak to Pan Bóg drzewiej przykazał.

Przytaczam więc jedną z aktualnych "wpisanek".

6 grudnia, piątek.

W nocy odwiedził nas Święty Mikołajek i zostawił w naszych butach prezenty. Iza w swoich znalazła krem do twarzy na bazie śluzu ze ślimaka, a ja w moich Mieszankę Krakowską o smaku pomarańczowym, w postaci nadziewanych usteczek. Ciekawe, co św. Mikołajek chciał przez to dać nam do zrozumienia...

- Którędy on do nas wchodzi? - zastanawiała się Iza.
- Przez dziurkę od klucza, albo przez wywietrznik - wyjaśniłem.
- Przez ten w ubikacji? 
- Możliwe. Albo przez ten w kuchni.

Nie jest to sprawa do końca pewna. Kiedyś korzystał z ogólnodostępnej drogi przez komin. ale teraz... W każdym razie, Mikołajek na pewno istnieje i w sobie tylko znany sposób dostaje się do mieszkań.
A czy istnieje Stary św. Mikołaj, dowiemy się dopiero na Wigilię.


wtorek, 23 lipca 2019

Dziennik

Jak już wspomniałem, od początku roku prowadzę Dziennik. Kończę już zapełniać wpisami drugi zeszyt formatu A4, 80 kartek (160 stron).
Oto fragment wpisu,  dotyczącego moich niedawnych urodzin.

7 lipca - niedziela.

Urodziłem się!. Czuję się jak noworodek , ale jednocześnie mam wrażenie, że żyję już na tym padole dość długo. Przyszedłem na świat krótko po północy, a już o godzinie drugiej nad ranem, kiedy zachciało mi się siusiu, byłem w stanie samodzielnie, choć podpierając się ścian, pójść do łazienki!
Rano, o 5.30, obudziłem się z płaczem, odczuwając głód. Obok mnie leżała kobieta. Przez krótką chwilę zastanawiałem się, czy to moja mama i czy w związku z tym mam prawo przyssać się do jej piersi. Nawet spróbowałem, doszedłem jednak do wniosku, że nie jest moją matką, bo nie zareagowała, tak jak mama. A więc najprawdopodobniej to pielęgniarka ze szpitala położniczego. 
Uspokoiło mnie to na tyle, że jeszcze zdrzemnąłem się trochę. Jednak głód stał się na tyle dotkliwy, że wstałem, poszedłem do kuchni i sprawnie przygotowałem śniadanie, nie wiedzieć czemu dla dwóch osób. Po 2 jajka na miękko, opiekany chleb i tosty, cztery rodzaje serów, jeden kubek gorącej wody, a w drugim zaparzyłem "szczura", zawierającego mix przeciwcholesterolowy.
Do kuchni weszła kobieta, która leżała obok mnie. Ucałowała mnie, nazywając noworodkiem i składając życzenia z okazji urodzin. I w tym momencie rozpoznałem w niej moją żonę.

- Jestem noworodkiem, ale genialnym. Rozwijam się w ekspresowym tempie - stwierdziłem, rzucając okiem na wiszące w przedpokoju, na przeciw wejścia do kuchni lustro. - No, chyba trochę za szybko - dodałem, widząc odbicie faceta z siwą brodą.

Maksymalną sprawność osiągnąłem w ciągu paru następnych godzin. Doceniła to moja siostra, dając mnie i Izie oryginalny prezent urodzinowy - voucher na romantyczny wieczór czekoladowy u Wedla.
Natomiast od Izy dostałem pierwszego w życiu smartfona, z którym przez jakiś czas będę się użerał, aby go przyswoić. Nie będzie to łatwe w moim "zaawansowanym" wieku. Izą, widząc moją ambiwalentną reakcję, nieco się zasmuciła. Dała mi jednak do zrozumienia, że wierzy w moją inteligencję. 

Sporą część dnia spędziłem, dyżurując przy telefonie. Cieszę się, że parę osób jeszcze o mnie pamięta, mimo że u nas w zasadzie nie celebruje się dnia urodzin.

W każdym razie, żyję i żyć zamierzam jeszcze 45 lat.


DRŻYJ ZUS-ie!!!!




                    



niedziela, 10 lutego 2019

Chwilowo

Chwilowo, ale w sposób zamierzony, zaniedbuję wpisywanie nowych postów na swoim blogu.
Od początku roku jestem pochłonięty prowadzeniem dziennika pt. Niesekretny dziennik 75-ciolatka.
Robię to w sposób tradycyjny, pracowicie skrobiąc w zeszycie prawdziwym wiecznym piórem.

Od czasu do czasu przygotowuję materiały wspomnieniowe do Facta Nautica. Będę o tym zawiadamiał na blogu, tak jak dotąd.

A tymczasem DO BLOGOZOBACZENIA!!!!