piątek, 27 listopada 2020

Z notatek. Paranoja.

 27 listopada - piątek.

Ponuro i wilgotno, + 4 stopnie. Popaduje deszcz. Nie chce się nigdzie wychodzić. Zmobilizowałem się jednak i na chwilę wyskoczyłem po gazetę. W kiosku, właściciel, jak zwykle bez maseczki. Jakiś czas temu, zasłaniał usta i nos nieco nieświeżą szmatką i podejrzanie kasłał. Strach było wchodzić do środka. Potem zniknął na kilka dni i zastępowała go młoda kobieta, prawdopodobnie córka. Teraz, znowu się pojawił i wygląda zdrowo, ale nadal podchodzę do niego ostrożnie, z pewną obawą, zwłaszcza, że ma odkryta twarz. Mógłbym chodzić po gazetę dwie przecznice dalej, ale nie bardzo mi się chce, dlatego, z dusza na ramieniu, kupuję ją u niego.

Dzisiaj także zaryzykowałem. Mam maseczkę, dezynfekuję ręce. Zdjąłem ze stojaka gazetę, ciesząc się, że nikt jej dawno nie dotykał. Jednak lekkomyślnie położyłem ją na kontuarze, aby facet mógł zeskanować cenę. Zrobił to, ale ku mojemu przerażeniu, wziął gazetę, wyjął z niej reklamy i program TV, ułożył tak, aby można było ją zgiąć w pół i jeszcze przyklepał. Oczami wyobraźni ujrzałem stado koronawirusów, zbiegających na szpalty. Paranoja.

Opanowałem się jednak i nawet zamieniłem z nim kilka słów, gdyż usłyszałem dziwne, nieco skrzekliwe odgłosy, dobiegające zza kasy, tak, jak by był tam jakiś szczeniak, lub papużka.

- Co to jest? - spytałem. 

- Co?

- Coś tam się odzywa.

- A, to komórka. Żyje. - odparł.

- Dobre, że żyje. Przynajmniej nie czuje się pan sam. To coś takiego, jak pies. 

Wyszedłem z kiosku, ze złożoną gazetą pod pachą. Zdezynfekowałem ręce spirytusem. A teraz, gazeta odbywa kwarantannę, leżąc porozkładana na stole. Po kilku godzinach odważę się ją dotknąć.


   

wtorek, 3 listopada 2020

Z notatek 76-ciolatka. Czas zarazy

 1 listopada - niedziela.

Początek nowego miesiąca. Piękny, słoneczny dzień. Jesień w całej pełni. Złudne poczucie spokoju i bezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą senny nastrój. Kasztanowce za oknem dzielnie przetrwały październik i dopiero teraz tracą liście. Liście spadają też na groby, pokrywając je kolorową warstewką, której nie ma kto sprzątnąć. Cmentarze, które zwykle w tym dniu tętnią tłumem ludzi, odwiedzających groby swoich bliskich, w tym roku zieją smutną pustką. Pandemia koronawirusa spowodowała podjęcie decyzji o ich zamknięciu. Kontrowersyjną, podjęta w ostatniej chwili, uniemożliwiającą przygotowanie się to tego znacznie wcześniej, narażającą na straty wielu przedsiębiorców, samorządy i świadczącą o braku perspektywicznego planowania.

Cmentarze, zamknięte od wczoraj, pozostaną zamknięte jeszcze i w Zaduszki. Tradycyjna kwesta na Powązkach i innych wielkich nekropoliach, przeniosła się do sieci. Uruchomiła się społeczna akcja kupowania od sprzedawców przycmentarnych, chryzantem, aby chociaż częściowo skompensować im straty. Kupione chryzantemy, stawiane są przed cmentarnymi bramami, wybranymi pomnikami, siedzibami PIS-u, albo po prostu zabierane do domów.

Mimo święta, trwają protesty przeciw orzeczeniu TK, które przybierają dziś różne formy. W Krakowie, protest muzyczny (odtwarzany na dachach marsz z Gwiezdnych Wojen), oraz zorganizowany przez studentów marsz, protest przeciw ministrowi Cz., we Wrocławiu, spacer i  zakupione od sprzedawców, chryzantemy, ułożone na rynku w symbol błyskawicy. Muzeum Gdańska prosi o przekazywanie transparentów ze wszystkich demonstracji, celem zachowania ich w roli eksponatów. Z podobna inicjatywą, wystąpili studenci warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, zamierzający utworzyć las transparentów. W Warszawie, na ulicy Mickiewicza, niedaleko domu wiceministra Kaczyńskiego, wystawione zostały Dziady, Mickiewicza, w których wzięli udział aktorzy i muzycy. W Łodzi, marsz zadumy, z kwiatami i zniczami, które potem złożono pod biurem PIS. Mieszkańcy Trójmiasta, spacer po plaży, wzdłuż morza. W Zielonej Górze, żałobny marsz, z powodu śmierci praw kobiet. Demonstracje również w Katowicach, Szczecinie i w Zurichu.

A koronawirus robi swoje. Dziś potwierdzono 17171 zakażeń, zmarły 52 osoby. Łącznie, 379902 zakażenia, 5783 zgony. W szpitalach, 16427 chorych a pod respiratorami, 1371. 


      

niedziela, 24 maja 2020

Zamaskowany - Epizod 3

Dzisiaj poczułem się nieco usatysfakcjonowany, z powodu mojej drugiej maseczki. Rano poszedłem do Lewiatana, aby zagrać w Jack Pota, a potem do kiosku po gazetę.
Stojący przy kasie chłopak, ujrzawszy mnie, stwierdził z zachwytem:
- Ale pan ma maseczkę! 
Co prawda, trochę mnie to zaniepokoiło, bo to już drugi z kolei facet zwraca na mnie uwagę, ale odparłem:
- Trzeba w tym wszystkim znaleźć trochę humoru, bo inaczej można byłoby zwariować.
- Tak, tak - potwierdził, śmiejąc się.
Przed  kioskiem z prasą stały dwie kobiety. Pierwsza wkrótce weszła, a druga, nieco naznaczona zębem czasu lub trybem życia, w zsuniętej na brodę maseczce i papierosem w ustach, stwierdziła:
- Ładnie pan wygląda.
- Tak samo wyglądam pod maseczką - odparłem zalotnie, czując się lekko podbudowany, bo to nareszcie właściwa płeć.
- Uch, gorąco, oszaleć można. - Wypuściła smugę dymu  i poprawiła ciepłą kamizelkę.
 - W lecie ciężko będzie nam w tych maseczkach wytrzymać - rzuciłem, aby podtrzymać rozmowę.
- No - przytaknęła. - Przechodził pan koło poczty? 
- Na zewnątrz była tylko jedna osoba.
- A, to idę.
Tym samym, znalazłem się na pierwszym miejscu i wkrótce wszedłem do kiosku. Tam nie wzbudziłem żądnego zainteresowania, czego mogłem się spodziewać, bo właściciel widział mnie w podobnym przebraniu już nie po raz pierwszy i za każdym razem zachowywał kamienną twarz.


sobota, 25 kwietnia 2020

Zamaskowany - Epizod 2

W dobie zamaskowania całego społeczeństwa, znacznie łatwiej jest poruszać się poza domem bez ryzyka, że się będzie kogoś rozpoznanym. To tak, jak na balu maskowym, tyle że nie karnawałowym, a raczej z okazji Halloween, zważywszy na kiepskie okoliczności.
Stwarza to pole do popisu dla różnego rodzaju cwaniaczków i drobnych kombinatorów lub przestępców, którzy mogą teraz legalnie wkroczyć np. do sklepu, czy do biura na stacji benzynowej i zażądać kasy.
W normalnych warunkach, widok zamaskowanego osobnika wzbudziłby co najmniej niepewność, a w skrajnych przypadkach, nawet panikę i paraliżujący strach. Wypróbowałem to dwukrotnie, jeszcze przed umieszczeniem na niej wizerunku, który prezentuję na załączonym zdjęciu. 
Wszedłem do piekarni. Byłem jedynym klientem, bo wpuszczano tylko pojedynczo. Stanąłem przed ladą i obwieściłem stanowczym głosem:
- Proszę się nie bać. To tylko napad!
Zapadła cisza. Wyzierające spoza maski oczy ekspedientki wyrażały jedynie bezmierne zdumienie. Poza tym, nic. Żadnej próby np. zawiadomienia w jakiś sposób tych, którzy stali przed wejściem w kolejce. Byli doskonale widoczni. Wystarczyłoby wykonać w ich kierunku rozpaczliwy gest.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak kupić chleb i wyjść
Tego samego dnia, wchodząc do apteki, zastosowałem inną metodę, tym razem przewrotnie uspokajającą, z głębokim podtekstem. Także byłem jedynym klientem. W okienku, za szybą, zamaskowana farmaceutka. Stanąłem na przeciw, w odpowiedniej odległości i zastrzegłem głośno:
- To nie jest napad!
Tym razem, oczy kobiety wyrażały jedynie bezmiar politowania, świadczący o tym, że mi głęboko współczuje. Odczytałem listę lekarstw, które zamierzałem kupić i wycofałem się, jak niepyszny.

Po tych dwóch, pożałowania godnych próbach, postanowiłem umieścić na maseczce coś charakterystycznego, co zamiast zdziwienia, paniki, czy politowania wzbudziłoby chociaż odrobinę wesołości.
 A czy rzeczywiście wzbudziło? Okaże się przy następnym epizodzie.



środa, 22 kwietnia 2020

Zamaskowany. Epizod 1

Dzisiaj, po raz pierwszy zmuszony byłem do przebywania w tzw. przestrzeni publicznej, w warunkach nowych obostrzeń. Nakładają one w takim przypadku obowiązek zakrywania nosa i ust maseczką, lub jak to określono, innymi częściami garderoby (od razu nasuwa się pytanie, czy majtkami też). Nie odważyłem się jednak zastosować właśnie tej części garderoby, chociaż miałem na to wielką ochotę.  MTŻ wycięła mi gustowną chustkę, z otworami na uszy, zawiązywana z tyłu głowy. Do tego celu użyła niebieskawego materiału, używanego na fartuchy ochronne w szpitalach. Ja ozdobiłem ją malunkiem, przedstawiającym końcówkę nosa, oraz piękne czerwone, zmysłowe usta.
Wypróbowałem ją natychmiast, idąc do piekarni po chleb. Mijający mnie po drodze ludzie, w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Równie dobrze, mógłbym mieć na chustce cokolwiek innego. W piekarni, dziewczyny spojrzały na mnie w miarę neutralnie. Jedna zachowała potem nieprzeniknione milczenie, natomiast druga, w końcu odezwała się z powagą:
- Ma pan ładną chustkę.
- Trzeba jakoś urozmaicić sobie to szare życie - stwierdziłem. Skinęła potakująco głową.
Po raz drugi tego dnia, założyłem moją chustkę, idąc do Hali Mirowskiej. Wśród ludzi znowu nie wzbudziłem zainteresowania, co, muszę powiedzieć, trochę mnie zirytowało. Wszedłem do apteki. Miła pani spojrzała na mnie, zachowując nienaganną powagę. Złożyłem część zamówienia. Pani zniknęła na jakiś czas. Wkrótce, zamiast niej, pojawiła się inna, która udając, że czegoś szuka, obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem, pokonując nagły uśmiech, i oddaliła się.
Poczułem się w pewnym stopniu usatysfakcjonowany. Prawdopodobnie, przysłała ja koleżanka, mówiąc: "Idź i zobacz, co ten facet ma na twarzy".
Potem, wróciła obsługująca mnie pani i sięgając na półkę, stwierdziła ze zdumieniem:
- O, to tutaj jest!.
Do końca zachowywała się tak, jakby malunek na mojej chuście był integralnym elementem mojej męskiej urody. Wysokiej klasy profesjonalistka.
Wdać, że naród jest albo bardzo opanowany i przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju dziwactw, albo po prostu mocno przygaszony panującą sytuacją.


środa, 8 kwietnia 2020

Zakupy w czasie zarazy. Epizod 1

Postanowiłem przerobić w praktyce skorzystanie z przywileju, jaki przysługuje mi, jako osobie powyżej 65 roku życia. Premier Morawiecki bowiem, w swej trosce o zdrowie seniorów, zarządził, że w godzinach od 10.00 do 12.00 jedynie oni mogą dokonywać zakupów w sklepach.
Poszedłem więc do pobliskiej Biedronki. Była godzina 11.00. Przed sklepem spora kolejka oczekujących. Miejsce wyznaczone na kolejkę dla seniorów, puste. Rzuciłem okiem na tych stojących, aby pobieżnie określić ich wiek i doszedłem do wniosku, że skoro są tam, a nie tu, to żadne z nich nie przekroczyło 65 roku życia, zwłaszcza, że przygniatająca większość miała młode twarze. 
Ruszyłem więc do drzwi. Za sobą usłyszałem złowrogi pomruk:
- Tu jest kolejka!
Cofnąłem się.
- Przecież w godzinach od 10 do 12 zakupy mogą robić jedynie osoby powyżej 65 roku życia - zauważyłem głośno. Przez kolejkę przetoczył się pełen niedowierzania szmer.
- To pokaż pan dowód! - zażądał stojący na jej czele.
- Mam 76 lat! - odparłem hardo, dokładniej przyglądając się osobom w kolejce. Ten pierwszy z pewnością nie miał jeszcze sześćdziesiątki, natomiast pięcioro rzeczywiście mogło być w wymaganym wieku senioralnym.
- Tu jest informacja, że w godzinach od 10 do 12 mogą dokonywać zakupów jedynie osoby powyżej 65 roku życia - wskazałem przyklejoną do drzwi kartkę
Z ogonka oderwał się starszy facet i sprawdził, czy mam rację.
- To po co ja tam stałem - stwierdził i ustawił się na wyznaczonym dla seniorów miejscu. Trójka odważnych ruszyła za nim, natomiast kobieta, która powinna być pierwsza, została tam, gdzie była.
Tymczasem, ze sklepu wyszła jedna osoba. Znak, że następna mogła wejść.
- Niech pani idzie - kiwnąłem zachęcająco. Nie ruszyła się, widocznie mi nie dowierzając. Wszedłem więc ja.
Regulujący ruchem młody człowiek ze wschodnim akcentem, widocznie nie panował nad sytuacją, bo dotychczas wpuszczał każdego jak leci. Zwróciłem mu na to uwagę. Nie wiem, czy do końca zrozumiał, ale od tego momentu wchodzili już tylko ci, którzy w tych godzinach mieli do tego prawo. Prawdopodobnie, to już sami kolejkowicze pilnowali porządku.
Zdyzenfekowałem ręce płynem z umocowanego na ścianie pojemnika i założyłem jednorazowe rękawiczki, takie, jak dotychczas dostępne były tylko przy stoisku z pieczywem. Dalszy ciąg zakupów przebiegł bez zakłóceń.



wtorek, 31 marca 2020

Zaraza

Nawet w czasie szalejącej za oknem zarazy nie rezygnuję z prowadzenia swoich zapisków, zwanych roboczo "Notatkami". Ciągnę to już drugi rok. Rok poprzedni zacząłem już wklepywać do komputera

Poniżej cytuję jeden z wpisów, związanych z aktualną sytuacją

21 marca - sobota.

 Ja i MTŻ przebywamy ze sobą dobrowolnie już ponad 53 lata i nie mamy z tym żadnego problemu. Z pewnością jest sporo takich ludzi, jak my. Obecnie jednak, w warunkach szalejącej zarazy, powstał niemały dylemat, jak wytrzymać ze sobą, kiedy owa wzajemna bliskość nie jest całkiem dobrowolna a wymuszona towarzyszącymi tej zarazie okolicznościami, takim jak np. kwarantanna czy czasowa przerwa w pracy.
Jak słyszymy, duża część populacji ma z tym poważny kłopot. Uruchomiono nawet specjalny numer telefonu, pod którym dyżurują psycholodzy, gotowi w każdej chwili udzielić porad osobom na skraju załamania nerwowego.
Jest coś w tym, że Polak nie lubi, gdy się go do czegoś zmusza, zwłaszcza, jeśli jego tryb życia sprowadzał się dotychczas głównie do przebywania od rana do nocy w pracy, a bliższe kontakty z rodziną ograniczały się do weekendów, i to nie zawsze, bo czasem brał robotę do domu.
Na szczęście, nam taka sytuacje jest obca. Lubimy przebywać w swoim towarzystwie niezależnie od okoliczności i zawsze potrafimy odpowiednio zorganizować wspólny czas nie nudząc się i nie wchodząc sobie w drogę. Wyjątek czasem stanowi terytorium kuchni.  
Dziś, po wysłuchaniu "Wyborów w toku" i wypiciu herbaty, wyciągnąłem odkurzacz  i gruntownie sprzątnąłem mieszkanie. MTŻ natomiast zajęła się przesadzaniem roślin i przygotowaniem ich do wiosennoletniego sezonu. Potem znowu herbatka, owoce, odpoczynek - MTŻ przy krzyżówce, a ja przy skrybowaniu  notatek, i nie wiadomo kiedy na zegarze pojawiła się godzina 14.00. Piękne słońce, oświetlające i ogrzewające salon, a w przedpokoju kilka czekających na wyniesienie do śmietnika worków, zawierających resztki liści i starej ziemi oraz zbity kłąb kurzu, wyciągnięty z odkurzacza.

Pełen relaks, zadowolenie z wykonanej w warunkach ogólnonarodowej kwarantanny pracy i harmonia małżeńska.