W dalszym ciagu wiele się mówi o katastrofie pod Smoleńskiem. Temat gorący i ciągle zdaniem wielu bez rozwiązania. W ferworze dyskusji i przeróżnych domysłów zatraca się najważniejszy wątek - podstawową przyczynę katastrofy. Narosło przez te prawie trzy lata wiele mitów i nieprawdopodobnych teorii. Obecnie uważa się, że najważniejszym zadaniem w sprawie rozwikłania "tajemnicy" wypadku jest sprowadzenie szczątków samolotu do Polski. W rzeczywistości badanie ich nie wniesie już do sprawy nic nowego. Będa raczej stanowiły wartość emocjonalną i staną się przyczyną do kolejnych waśni, co z nimi dalej począć.
Na tej stronie przypomnę moje wpisy na ten temat, które robiłem na gorąco, począwszy od maja feralnego roku 2010, zanim został opublikowany raport o bydwu komisji do spraw badań wypadków lotniczych.
Są one komentarzem tej tragedii z punktu widzenia człowieka, który przelatał na TU 154 M prawie dziesięć lat i zna ten typ samolotu, zasady współpracy w załodze kokpitowej, oraz obowiązujące procedury lotnicze z praktyki. Zna także obowiązujące procedury i programy szkolenia załóg latających.
TYM CZŁOWIEKIEM JESTEM JA.
Schemat podejścia z procedurą podejścia na lotnisko pod Smoleńskiem.
28 maja 2010 Katastrofa
Wkrótce najprawdopodobniej
zostanie podany do publicznej wiadomości zapis "czarnych skrzynek" z
prezydenckiego samolotu. Póki co, rodzą się nieprawdopodobne spekulacje,
domysły, doszukiwanie się drugiego dna, dorabianie ideologii, szaleńcze
nadzieje niektórych polityków, że był to zamach, awaria samolotu, przestarzały
sprzęt, zła praca naziemnych kontrolerów lotniska, niekompletne światła
podejścia. A tymczasem, nieoficjalna opinia fachowców brzmi: nieproceduralne
postępowanie załogi. Podzielam ich zdanie.
Latałem na samolotach TU 154
przez 10 lat. W sumie, 4730 godzin w powietrzu, 3578920 kilometrów i 2366
bezpiecznych lądowań w różnych warunkach atmosferycznych. Dlaczego
bezpiecznych? Ponieważ zawsze, podkreślam, ZAWSZE, przestrzegaliśmy
obowiązujących procedur i minimów dla tego typu samolotu. Żaden cywilny lotnik
nie ryzykowałby podejścia przy tak ograniczonej widoczności na tak źle
oprzyrządowane lotnisko, jakim jest Smoleńsk. W ów fatalny dzień, po odebraniu
komunikatu meteorologicznego, od razu podjąłby decyzję o odejściu na najbliższe
lotnisko zapasowe. Do podstawowych błędów, popełnionych przez załogę
prezydenckiego samolotu, należy zaliczyć:
1. Decyzję o podejściu do lądowania,
zamiast lot na lotnisko zapasowe;
2. Nieprzestrzeganie wysokości decyzji (jest
to wysokość, przy której, jeśli nie widzi się ani ziemi ani lotniska, trzeba
bezwzględnie podjąć decyzję odejścia na drugi krąg i robi się to wtedy
bezpiecznie). Załoga mimo wszystko kontynuowała zniżanie;
3 .Podchodzenie do lądowania
w tak złych warunkach z włączonym autopilotem i automatem ciągu, co
zdecydowanie utrudniło manewrowanie samolotem w krytycznej sytuacji.
3 czerwca 2010 Czarna skrzynka
Niestety, wypowiedzi te odnoszą
już swój skutek. Jednym z nich jest przekonanie, że w dalszym ciągu nie znamy
przyczyny katastrofy. Uważa się też, że na tragiczny przebieg podejścia do
lądowania mogło mieć wpływ nieprawidłowo podane przez kontrolę naziemną
ciśnienie lotniska, oraz za późno podana przez kontrolera naziemnego komenda
odejścia na drugi krąg. Z całą stanowczością twierdzi się też, że nie ma dowodu
na to, że załoga była poddawana szkodliwej presji, mającej na celu zmuszenie
jej do wykonania manewru podejścia i lądowania, oraz, że współpraca w załodze
przebiegała bez zarzutu.
Prześledziłem zapis "czarnej skrzynki", co prawda
niekompletny, ale dający wystarczający obraz tego, co działo się w kabinie
załogi. Oczywiście, komuś, kto nie spędził w kabinie wielu godzin w podobnych
sytuacjach, jawi się on mętny i nie do końca zrozumiały. W moim przypadku jest
jednak inaczej...
4 czerwca 2010
Podejście na lotnisko w
Smoleńsku, w warunkach ograniczonej widoczności, jest bardzo trudne (nie
ułatwia go także ukształtowanie terenu - wąwóz przed pasem). Jest ono zaliczane
do podejść nieprecyzyjnych na dwa NDB, czyli dwie radiolatarnie. Procedura
podejścia jest w zasadzie oparta na uważnym śledzeniu namiarów na radiolatarnię
dalszą, ustawioną w osi pasa, w odległości 6,1 km od jego progu. Co prawda, w
Smoleńsku istnieje radar, na którym kontroler może śledzić przebieg manewru,
jednak nie ma on statusu PAR (Precision Approach Radar), który upoważnia
kontrolera do przejęcia kontroli nad procesem podejścia. Dlatego, głos kontrolera
w Smoleńsku ma jedynie charakter informacyjny, obarczony jest bowiem błędem
systemu. Jego informacje MUSZĄ być przez załogę konfrontowane z aktualnymi
wskazaniami przyrządów pokładowych. W dalszym ciągu obligatoryjne są TYLKO
decyzje podejmowane przez kapitana i to na jego barkach spoczywa
odpowiedzialność za przebieg podejścia. W ogóle w lotnictwie istniej zasada, że
na pokładzie NIKT INNY nie ma prawa podejmować Decyzji, tylko dowódca samolotu,
chyba że ulegnie on niedyspozycji (Istnieje w takim przypadku ściśle określona
procedura postępowania - Pilot Incapatication- obowiązkowo ćwiczona na
symulatorach).
Jak wynika z analizy zapisu
"czarnej skrzynki", proces podejścia odbiegał od przytoczonych
powyżej zasad.
5 czerwca 2010
Schemat podejścia na pas 26 w
Smoleńsku (kierunek magnetyczny pasa 261stopni) przedstawia podejście z
okrążenia z różnych kierunków dolotu. Jego rzut poziomy (patrz schemat poniżej), to wydłużony prostokąt
o zaokrąglonych rogach. Jest to tzw. krąg, po którym należy lecieć, aby
prawidłowo znaleźć się na ostatniej prostej. Wysokość na kręgu to 500 m wg
nastawy wysokościomierza na QFE ( ciśnienia atmosferycznego, sprowadzonego do
poziomu lotniska). Poziom przejściowy, to 1500 m standard (nastawa
wysokościomierzy na ciśnienie 1013 mb - 760 mm/Hg. W odniesieniu do tego
ciśnienia zajmuje się i utrzymuje poziomy przelotowe). Na poziomie
przejściowym, po otrzymaniu zezwolenia na dalsze zniżanie (do 500 m),
przestawia się wysokościomierze na QFE. Samolot prezydencki nadlatywał z
kierunku zachodniego, od punktu ASKIL. Jest to punkt, z którego z kursem
magnetycznym 041 wchodzi się w rejon drugiego zakrętu, skąd z kursem 081,
mijając prawy trawers pasa, dolatuje się do zakrętu trzeciego. Następnie, przy
namiarze 205 na radiolatarnię dalszą (OK), utrzymując wysokość 500 m, wykonuje
się trzeci zakręt, na kurs 171, prostopadły do osi pasa. Potem, przy namiarze
244 na OK, czwarty zakręt, już na kierunek pasa. Wykonanie tego zakrętu we
właściwym momencie ma kardynalne znaczenie, decyduje bowiem o tym, czy samolot
znajdzie się w określonej przez procedurę odległości od progu pasa, a więc
ok.15 km. Potwierdzeniem znalezienia sie w osi pasa są pokrywające sie ze sobą
na namiarze 261 wskazania na radiolatarnię dalszą i bliższą. Na kursie pasa,
przy odległości 10,4 km od progu, należy rozpocząć zniżanie do 300 m. Samolot
powinien mieć już wtedy konfigurację do lądowania (wypuszczone podwozie,
wychylone na odpowiedni kąt klapy i zredukowaną prędkość). Radiolatarnię dalszą
(6,1 km od progu) przelatuje się na wys. 300m z prędkością pionową 2,5 - 3
m/sek., w schodzeniu do 70 m, na których należy minąć bliższą (1,1 km od
progu). Potem następuje końcowa faza lądowania i przyziemienie (patrz drugi schemat poniżej). Podczas
podejścia przy ograniczonej widoczności, na ostatniej prostej należy tak
korygować kurs (uwzględniwszy poprawkę na wiatr), aby wskazania na bliższą i
dalszą pokrywały się na namiarach dolotowym 261 i odlotowym 081.
Procedura ta wymaga od nawigatora szczególnej uwagi, śledzenia namiarów
i meldowania pilotom, w jakiej fazie podejścia po kręgu samolot się znajduje.
Rzut poziomy podejścia z kręgu
Przekrój pionowy końcowej fazy podejścia.
6 czerwca 2010
Zanim przejdę do analizy
krytycznych momentów ostatnich 30 min. lotu, przedstawię wnioski, jakie
narzucają się po tej analizie. Robię tak, ponieważ po zapoznaniu się z nimi,
będzie Wam łatwiej śledzić mój tok myślenia.
1. Brak jasnego i konsekwentnego
podziału obowiązków w załodze kokpitowej, co skutkowało nieefektywną
współpracą;
2. Rozproszenie uwagi załogi,
spowodowane otwartymi drzwiami kabiny, obecnością w niej osób trzecich, oraz
ich cyklicznym wchodzeniem i wychodzeniem;
3. Stres i presja, jakim uległa
załoga, pod wpływem świadomości wagi rejsu oraz komentarzy wygłaszanych przez
osoby postronne;
4. Podejmowanie ryzykownych
decyzji, które nie miałyby miejsca, gdyby rejs miał inne znaczenie;
5. Prowadzenie łączności radiowej
z kontrolą podejścia przez Kapitana. Powinien to robić nawigator;
6. Niezgodne z procedurą i
nieudolne prowadzenie łączności w języku rosyjskim;
7. Konsekwentne ignorowanie
wysokości decyzji i sygnalizacji Układu Ostrzegania Przed Niebezpiecznym
Zbliżaniem Się Do Ziemi;
8. Degradacja znaczenia i roli
dowódcy samolotu, spowodowana nadaktywnością II pilota, oraz obecnością w
samolocie Zwierzchnika Sił Zbrojnych i Dowódcy Wojsk Lotniczych.
A teraz, analiza krytycznych
momentów ostatnich 30 min. (podaję polski czas).
Godz.08.09:26 - Załoga zgłasza
kontroli Mińsk gotowość do zniżania. Łączność prowadzi nawigator w języku
angielskim. Otrzymują zgodę na zajęcie poziomu 3900 m nad punktem ASKIL.
Podczas czytania Listy Kontrolnej Czynności Załogi (Check List), mającej na
celu przygotowanie załogi i przyrządów pokładowych do podejścia okazuje się, że
załoga nie wie jeszcze, jaka będzie zastosowana procedura podejścia. Piloci
ustawiają na RW (radiowysokościomierz) wysokość decyzji 100 m. Wysokość decyzji
dla tego typu samolotu, w warunkach ograniczonej widoczności powinna wynosić
120 m. Ustawienie jej na RW jest ryzykowne, zważywszy na możliwość
zafałszowania jego wskazań z powodu istnienia wąwozu na podejściu. Centrala
kursowa zorientowana jest wg bieguna geograficznego (GPK), zamiast wg bieguna
magnetycznego (MK). Utrudnia to nawigację, ponieważ wszystkie trasy lotnicze,
schematy podejść, namiary i kierunki pasów podawane są w orientacji
magnetycznej.
8 czerwca 2010
godz.08.23:29 - Kapitan
przechodzi na łączność z Korsarzem. Prowadzi łączność w języku rosyjskim. Nie
podaje, że nadal utrzymywany jest kurs 072, co jest obowiązkową częścią
meldunku na nowej częstotliwości. Prawdopodobnie dlatego nie otrzymuje jeszcze
polecenia zmiany kursu w rejon drugiego zakrętu.
godz.08.24:16 - Zgłasza sie Jak
40, chcąc rozmawiać z załogą na częstotliwości 123.45 (jest to częstotliwość,
tradycyjnie wykorzystywana przez polskie załogi do łączności z innymi polskimi
samolotami). II pilot przechodzi na łączność z Jakiem i od tego momentu, z
przerwami, przez następne ok. 10 minut wdaje się z nim w rozmowy, co skutecznie
utrudnia mu kontrolowanie nawigacji. Załoga Jaka 40 informuje o złych warunkach
pogodowych w Smoleńsku (widoczność 400 m, podstawa chmur poniżej 50 m.)
Kontroler wkrótce potwierdza tę informację. Podaje też temperaturę i ciśnienie
QFE, 745, i zaznacza, że warunków do lądowania nie ma. Kapitan, wbrew
rozsądkowi, informuje, że mimo wszystko spróbuje podejść. Prosi o dalsze
zniżanie. Otrzymuje zezwolenie na zajęcie poziomu 1500 m (poziom przejściowy) z
kursem 040 (w rejon drugiego zakrętu).
godz.08.25:37 - Samolot
rozpoczyna zniżanie do 1500 m na kursie 040. Ma to miejsce w 3 minuty po
przejściu punku ASKIL, co w praktyce skróci lot po kręgu. Znajdująca się w
kabinie osoba postronna, przez cały czas zniżania przeszkadza załodze pytaniami
i uwagami. Pojawia się dyr. Kazan, który wygłasza wymowne zdanie "no to
mamy problem". Załoga bardziej skupiona jest na wyjaśnianiu osobom
postronnym, jakie są warunki na lotnisku, niż na uważnym prowadzeniu nawigacji
i pilotowaniu samolotu. Skutkuje to tym, że II pilot sądzi, że otrzymali
zniżanie do 600 m. Poprawia go tajemnicza osoba, która cały czas siedzi w
kabinie, że do 1500 m., a kapitan dodaje, że na ciśnienie 745. (Błąd! powinno
być na 760!). Załoga nie kontroluje, w jakim punkcie podejścia samolot się
znajduje. Zdaje się całkowicie na kontrolera.
godz.08.30:10 - Kapitan melduje,
że utrzymuje 1500 m. Otrzymuje zezwolenie na zajęcie 500m na ciśnienie 745, z
kursem 079 (w rejon trzeciego zakrętu). Tajemnicza osoba przypomina o
ustawieniu ciśnienia!!!. Powinien tego dopilnować nawigator oraz II pilot.
godz.08.31:19 - Nawigator
melduje, że znajdują się 5 mil od centralnej z boku (meldunek nieprecyzyjny,
nie określa dokładnie, w jakim punkcie na kręgu samolot się znajduje). Zapomina
o zameldowaniu przejścia trawersu bliższej i dalszej.
godz.08.32:55 - Kapitan podejmuje
decyzję o podejściu do lądowania w automacie, z włączonym automatem ciągu.
Skutecznie utrudni mu to manewrowanie samolotem w krytycznej sytuacji. W tak
ciężkich warunkach powinien podchodzić, sterując samolotem i manetkami silników
ręcznie.
godz.08.33:45 - Kapitan zgłasza
pochodzenie do 500 m. Tajemnicza osoba w kabinie przypomina o konieczności
wypuszczenia podwozia!!! Powinien to zrobić II pilot na komendę kapitana. Co w
tym czasie robi, nie wiadomo. W końcu, podwozie zostaje wypuszczone, klapy
wychylone na 15 stopni.
godz.08.35:14 - Załoga nie
orientuje się, że samolot znajduje się w punkcie trzeciego zakrętu. Wykonuje go
dopiero na komendę kontrolera.
9 czerwca 2010
godz.08.35:22 - Kontroler
przypomina, że z wysokości 100 m należy, przy braku widoczności ziemi, odejść
na drugi krąg. Kapitan nieproceduralnie potwierdza "tak jest",
zamiast powtórzyć wydane przez kontrolera polecenie. Wychyla klapy na 28.
godz.08.35:59 - nawigator
informuje "0,7 mili od osi (pasa)".
godz.08.37:01 - Jak 40 informuje
"widać 200m", a więc warunki do lądowania pogarszają się. kapitan
mimo wszystko nie przerywa podejścia.
godz.08.37:23 - Kapitan melduje
kontrolerowi, że wykonuje czwarty zakręt.
godz.08.38:00 - padają znamienne
słowa "wkurzy się, jeśli..." - dodatkowa presja na załogę.
godz.08.38:49 - Wychylenie klap
na 36, redukcja prędkości do 280 km/godz. (konfiguracja samolotu do lądowania).
godz.08.39:02 - Nawigator
rozpoczyna czytanie Check Listy, mającej przygotować załogę do lądowania.
Słychać głos osoby postronnej, która w ogóle nie powinna się tam znajdować;
godz.08.39:10 - Kontroler
przypomina: "odległość 10 km. wejście w ścieżkę" Kapitan nie
potwierdza otrzymanej wiadomości. Powinien powiedzieć" "ponial, zanimaju 300 mietrow"
Najprawdopodobniej nie rozpoczyna od razu zniżania, aż do chwili, kiedy
nawigator kończy czytanie Check Listy. Do momentu zderzenia z ziemią brakuje
tylko ok. 1 min 50 sek., a więc dalsze wydarzenia toczą się w bardzo szybkim
tempie.
godz.08.39:35 - Kapitan melduje
kontrolerowi, że klapy i podwozie są wypuszczone. Powinien dodać : "k`posadkie gotow". Kontroler
zgłasza: "posadka
dopelnitielna". Oznacza to, że załoga nie ma jeszcze pozwolenia na
lądowanie, a jedynie zgodę na podejście do wysokości DH 100 m.
godz.08.39:50 - przelot
radiolatarni dalszej.
godz.08.40:06 - pierwszy sygnał
ostrzegawczy Układu Niebezpiecznego Zbliżania się do Ziemi, który jeszcze
kilkakrotnie i bezskutecznie będzie sygnalizował konieczność skorygowania toru
lotu.
godz.08.40:41 - Nawigator melduje
wysokość 100 m. Kapitan, wbrew ustaleniom, kontynuuje podejście. Powinien, przy
braku widoczności ziemi, zameldować kontrolerowi "uchodim na wtaroj krug", lub, jeśli warunki pozwalają na
lądowanie, powiedzieć mu: "nabliudaju
ziemliu, razrieszitie posadku". Kontroler, jeśli zgadza się na
lądowanie, informuje wówczas: "posadku
razrieszaju". Bez tych sakramentalnych słów samolot w żadnym wypadku
NIE MOŻE LĄDOWAĆ!!! Kapitan jednak milczy i jak ćma do ognia, z uporem dąży do
ziemi.
godz.08.40:51 - Na 5 sek przed
radiolatarnią bliższą, nieudana próba odejścia na drugi krąg.
godz.08.41.02 - Uderzenie o
ziemię.
DLACZEGO TAK SIĘ STAŁO?
Jeśli chcesz wiedzieć, ściągnij plik ze strony wydawnictwa e-bookowo, gdzie został wydany pełny tekst moich komentarzy w formie e-booka, pt "Katastrofa pod Smoleńskiem"
Podaję link:
Wojtku przez dablju.
OdpowiedzUsuńGratuluję fachowego podejścia do sprawy. To cały mój komentarz. Dobrze, ze to napisałeś.
Pozdrawiam wieczorem tym razem
Dodałem jeszcze dwa ostatnie wpisy.
UsuńDzięki, pozdrawiam
Wojtku!
UsuńCzy nie ma możliwości, aby to opublikować w prasie?
Pozdrawiam
Jacek Karaś
Próbowałem to zrobić. Przesyłałem fragmenty tekstu do "Gazety Wyborczej". Niedawno też przesłałem link na tę stronę do pierwszego programu Polskiego Radia - brak zainteresowania. Widocznie mediom zależy jedynie na taniej sensacji, polegajacej na publikowaniu opinii kontrowersyjnych, które podgrzewają nastroje społeczne w tej kwestii.
UsuńPozdrowienia
Panie Wojtku, gratuluje materiału. Podobne kwestie poruszałem w komentarzach do artykułów na Wirtualnej Polsce czy ONET'cie, przechodziły przez cenzure w 50 % :-(
UsuńSzkoda, że przebicie maja oszołomy z pseudo- wiedzą a nie fachowcy - ale na to nie poradzimy.
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy LISOWSKI, KRL EPWA, APP, PAR, TWR , obecnie Safety w PAŻP
Witam Przedstawiciela Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej:)))
UsuńDziekuję za komentarz:))
Wojtku, świetnie to opisałeś...podpisuje się pod tym w 100%.....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Andrzej Szumowski
Dzięki.
UsuńA tu znowu wokół tej sprawy szum i bicie piany. Aż słuchać i czytać hadko!!!
Witam!
OdpowiedzUsuńW jaki sposób powyższe nieprawidłowości mogły spowodować powstanie śladów trotylu?
W jaki sposób powyższe mogło spowodować powstanie oficjalnego dokumentu rosyjskiej prokuratury, w/g którego drzewa stały po katastrofie.?
W jaki sposób powyższe mogły spowodować rozbieżności w odczytach odległość dziesięć na kursie i ścieżce bądź też odległość dziewięć na kursie i ścieżce?
W jaki sposób powyższe spowodowało ukrycie TAW 38, czyli alert lądowania na 30 metrach nad ziemią?
W jaki sposób powyższe mogło spowodować niemożność ustalenia miejsca rzekomego uderzenia w rzekomą brzozę i niemożność ustalenia jaj wysokości?
poza jednym punktem to wszystko wierutne bzdury, a ten jeden to 10/9 km ktorym sie nie zajmowalem, wiec nie moge nic powiedziec.
Usuńszczegolnie ten TAWS38 jest dowodem na moja trajektorie w 3 wymiarach. i nie byl wcale ukryty.
radze myslec, nie czytac klamst klubu sejmowego Macierewicza, ani nie czytac GP/ND ktore nie napisaly jeszcze nic waznego w sprawie katastrofy.
Na pewno "jak nie wyląduje to mnie zabije" i "tak lądują debeściaki" nie są wierutnymi bzdurami. I wsadzenie gen.Błasika do kokpitu.
Usuńserdeczne pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńna blogu fizyka-smolenska.salon24.pl i poza nim toczylo sie od 2 lat wiele dyskusji na ktore odpowiedzi znajduja sie w Pana tekstach. Szkoda ze dopiero teraz rozpowszechniono ten blog w salonie24. Mimo, ze nie mielismy Pana doswiadczenia to doszlismy do bardzo podobnych wnioskow nt. roli pilota i roli kontrolerow, przebiegu i przyczyn katastrofy. To znaczy - doszli Ci ktorzy nie ida prosto w mgle... teorii spiskowych na kotre nie ma skrawka dowodu.
Pawel Artymowicz
vel you-know-who
W przeciągu dwóch miesięcy od wypadku,napisał Pan to ,co zawarto po dwóch latach w raporcie komisji Millera.Jako laik,językiem potocznym wskazując błędy załogi i nieszczelność kokpitu, spierałem się na forum "Polityki" z prezentowanym przez wielu oszołomstwem.Gratuluję Panu i dziękuję.
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrowienia:)))
UsuńBardzo dobry i sensowny tekst, czy kolejne teksty. Zresztą absolwenci PSM Szczecińskiej i Gdyńskiej dobrze sie zapisali jako nawigatorzy LOT-u.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda. Byłem na drugim kursie w historii LOT-u, na który dopuszczono nawigatorów spoza wojska (6 czerwca 1972). Wnieślismy świeży powiew i inne spojrzenie na wiele spraw. Byliśmy tez inicjatorami zmiany fasonu umundurowania pilotów (vide - wzór czapek z typowo wojskowego na używany we flocie handlowej:)))
UsuńPozdrowienia:))
Dziękuję za wyczerpującą analizę praktyka. Może choć trochę z niej dotrze do "gorących głów"
OdpowiedzUsuńOby....
UsuńI na zakończenie najważniejsze: Proszę objaśnić, jak wymienione wyżej błędy załogi mogły spowodować odpadnięcie końcówki lewego skrzydła w powietrzu. Wiadomo wszak, że do kontaktu samolotu z brzozą nie doszło. A owa końcówka skrzydła odpadła, znaleziono ją w sporej odległości. Powinien się Pan skupić na wyznaczeniu miejsca rzekomego uderzenia i trajektorii przejścia skrzydła przez brzozę. Czego się zrobić nie da bo zniszczenia mają charakter odmienny.,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę owocnych badań.
Alez doszlo sa dowody materialne i zeznania swiadkow
UsuńPatrząc na daty wpisów autora, widać że się wypowiadał, przed opublikowaniem wyników analiz Instytutu Sehna. Lektura powyższego tekstu nie ma więc sensu.
OdpowiedzUsuńSzanowny Przedmówco!
UsuńTeraz się może wypowiedzieć w sprawach istotnych, jak różnice w długości kopii skrzynki. Ale już wtedy mógł się odnieść do braku sekcji, czego nie zrobił. O właśnie. Brak sekcji do wyjaśnienia też jest.
Bardzo dziękuję Wszystkim za komentarze do mojego tekstu, bez względu na to, czy tekst ten jest pozytywnie odbierany, czy też nie. Cieszę się, że nareszcie znalazł spory oddźwięk.
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne - nie znajdzie on uznania u wyznawców spiskowej teorii dziejów, gdyż są oni niepodważalnie i na zawsze przekonani o przyczynie tej katastrofy właśnie z tego punktu widzenia, mimo że nie maja bladego pojęcia o tym, co powinno składać się na bezpieczny i zgodny z procedurami lotniczymi lot.
Pozdrowienia:)))
Jak widzę nieporadność merytoryczna przekłada się na erystyczne ad personam - szufladkowanie komentatorów. wg rzekomych spisków. Nie prościej pokazać, jak doszło do odpadnięcia skrzydła w powietrzu w wyniku braku lidera? Nawet w raporcie Millera jest fotka oderwanej końcówki skrzydła. Wie Pan może czemu Komisja Millera zafałszowała jej położenie?
UsuńGratuluję poradności merytorycznej o raz rozległej wiedzy teoretycznej i praktycznej dotyczącej problematyki lotniczej. Jednocześnie jestem pełen podziwu dla znajomości kulis całej "afery smoleńskiej".
UsuńRadziłbym uchylić rąbka tajemnicy na szerszym forum niż mój skromny blog. Może doprowadziłoby to wreszcie do jednoznacznego określenia przyczyn katastrofy. No i w końcu odważnie zerwać z tą anonimowością....
Przyjazne pozdrowienia.
Prośba o zerwanie z anonimowością jest prawie na 100% bezcelowa, osoba Anonimowa nie zrozumiała, że to są Pana przemyślenia, a nie tzw. "Komisji Millera".
UsuńSwoje przemyślenie to nie znaczy że obok tematu mogą być. Jakby faktycznie się okazało, jak mawia Przewodniczący Klich że jak walnęło to urwało to gros społeczeństwa przymknie oko na sekcje, kopie CVR, gen Błasika etc etc. O ile bowiem początkowo ludzie przymykali oko na brak sekcji, badania wraku itp itd to w końcu się to wszystko nawarstwiło:
UsuńO obecności gen Błasika miały świadczyć 2 wypowiedzi, które Instytut Sehna rozpoznał jako wypowiedzi 2 pilota. Przeto nie ma żadnej przesłanki do mniemania, że on tam był..
Zresztą jakoś Autor bloga zapominał objaśnić, czy obecność gen Błasika na pokładzie (to co, Dowódca Lotnictwa nie może latać?) wytwarzała nacisk na lądowanie czy na procedury?
Ależ jak najbardziej jest przesłanka do mniemania, że Błasik był w kokpicie. Po prostu Instytut Sehna W ŻADEN sposób nie wykluczył obecności Błasika w kokpicie.
UsuńO a miało się cytuję "zerwać z anonimowością". Ale niech tam. Czaka Norrisa też nie wykluczyło i Zulusa Czaki też.
OdpowiedzUsuń2. Autor niniejszego bloga pisze o nagraniach czarnej skrzynki. Na której wersji się opiera i czy różni się ona od innych:
a) długością,
b) zawartością?
Na pierwszej wersji podanej do publicznej wiadomości w 2010 roku, dostępnej w internecie.
UsuńBardzo proszę jeszcze raz wszystko uważnie przeczytać. Podkreślam - wszystko, a nie tylko część dotyczacą analizy czarnej skrzynki. Cały wpis stanowi integralną całość.
Pozdrowienia:))
Więc opisane refleksje mogą być wywołane istnieniem nadmiarowego materiału w kopiach. Ponieważ z tego co widzą ta kopia miała 38 minut i 17 sekund trzeba usunąć z niej nadmiarowy materiał, aby uzyskać długość 36 minut i 24 sekundy.
OdpowiedzUsuńzapomniałem dodać, że to jest długość innej kopii.
OdpowiedzUsuńDzisiaj dopiero trafiłem na ten blog i dowiedziałem się jako nie fachowiec w tej dziedzinie jak to powinno wyglądać, przedstawione przez fachowca w sposób bardzo przystępny, bo jak wyglądało to można było sobie wyrobić pogląd na prezentacjach MAKu i Komisji Millera, a tu zostało wyłożone jak krowie przy rowie.
OdpowiedzUsuńDziwię się, że to nie zostało nagłośnione i materiały p. Arytmowicza, a wszędzie bryluje Maciarewicz ze swoimi bzdurami i znajduje posłuch u ludzi z cenzusami.
Zdanie na temat przyczyn tej katastrofy miałem już wieczorem 10 kwietnia 2010r. po wysłuchani tego co w mediach było podane - mgła, parów przed pasem i radiowysokościomierz. Już wtedy powiedziałem - winny dowódca samolotu, nie powinien przy takiej widoczności podejmować lądowania (szczególnie z takim bagażem na pokładzie), ale ją podjął i prawdopodobnie zamiast ze wskazań wysokościomierza barycznego korzystał z radiowysokościomierza i go brakło.
To oczywiście też miało kardynalne znaczenie.
UsuńYKW źle wyskalowuje swoje prezentacje. A pomysł z rzucaniem kluczy z awionetki jako modelowanie toru lotu urwanego kawałka skrzydła?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDzięki za super lekturę, świetne podsumowanie tych kilkudziesięciu miesięcy, przyswajalne dla każdej osoby chociaż trochę znającej się na lotnictwie.
OdpowiedzUsuńno i przy okazji gratulacje za szybkie wychowywanie swoich własnych podblogowych troli :)
pozdrawiam serdecznie!
m
Dzięki.
UsuńPozdrowienia:))
Jaśniej i przystępniej już się nie da. Ciekawe tylko jak skutecznie.
OdpowiedzUsuńTak sobie to wyobrazalem. Pan to powinien gdzies opublikowac. Do wiadomosci wszyskim niedowiarkom
OdpowiedzUsuńFachowy i rzetelny tekst, jednak do owych niedowiarków w żadnym razie nie dotrze. Dla nich musi być zamach i kropka.
UsuńObawiam się, że tak będzie....
Usuńserdeczne dzięki za ten artykuł .... obszerny a co najważniejsze bardzo przystępny i wiarygodny.
OdpowiedzUsuńTragiczne jest to, że w przypadku dopełnienia procedur, załoga poniosłaby b. poważne konsekwencje. A.Protasiuk był II pilotem w trakcie sławetnego lotu do Gruzji (nasłuchał się więc) a jakiś czas potem był chory i nie mógł obsłużyć innego "VIP"-lotu. Dlaczego wybrał większe ryzyko pod Smoleńskiem? Polskie "może się uda"? Żal. W internecie krążył film, na którym B.Obama po wejściu na pokład helikoptera, cofa się by przeprosić żołnierza, któremu nie odpowiedział na salut. W Polsce BOR i inne służby są traktowane jak kamerdynerzy polityków i takie znaczenie ma ich ewentualny głos.
OdpowiedzUsuńKawał dobrej pracy Autorze.
Pozdrawiam
P.R.
Ma Pan rację....
UsuńWidzę siebie w kokpicie w podobnej sytuacji. To, co sie wydarzyło, sprawia mi wręcz fizyczny ból. Jestem tam z nimi i krzyczę, zastanówcie się, co wy robicie!!!!!!
Witam, czy może Pan, bez narażania się na kłopoty, wypowiedzieć się na temat tzw. "Chemtrails"?
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem o co chodzi....
UsuńChodzi o smugi chemiczne pozostawiane po przelocie samolotów na pułapie ok 9000 m. Smugi kondensacyjne "wyparowują" do 20 min - 1 godz. Te zaś smugi są na niebie i przez kilka kilkanaście godzin. W USA to "opryskiwanie" nieba trwa już od 12 lat. W Europie od 3-4 lat. Zdarza się to na tyle często, że pojawiły się przeróżne teorie spiskowe. Ja sam będąc daleko od popadania w tzw. teorie spiskowe jestem po 4 latach obserwacji nieba w Polsce (mieszkam na X piętrze), Holandii (!!), Niemczech i Anglii pełen niepokoju i nieufności wobec otaczających mnie wydarzeń. W YouTube ciężko jest oddzielić ziarno od plew. Proszę jednak zwrócić uwagę, że ten "niepokój" zaczynają podzielać ludzie o różnym wykształceniu, poziomie odporności psychicznej etc. Proszę chociaż o zapoznanie się z niektórymi materiałami, bez uprzedzeń. Starałem się o tym rozmawiać z wieloma. najczęstsze reakcje to ignorancja, agresja (!), ale też zainteresowanie. Byłbym bardzo wdzięczny! Podaję linka "naprowadzającego" http://www.youtube.com/watch?v=mst3qPFaMYQ. Pozdrawiam.
UsuńNiestety nie podjął Pan tematu. Szkoda.
UsuńTrudno mi coś na ten temat powiedzieć...
UsuńPracowałem na lotnisku, co prawda sportowym, ale było to lotnisko. Zajmowałem się radiem, współpracowałem z osprzętowcami. Kiedy czytałem zapis ostatnich minut lotu, odniosłem wrażenie, że za sterami tego samolotu siedzą przypadkowi ludzie, którym prawdziwi piloci "dali polatać". Na sportowych maszynach to się zdarzało, często pilot podczas sprawdzania w locie radia, radiokompasu i radiowyskościomierza (wówczas to był RPKO) pozwalał zmierzyć się ze sterami nam, laikom bez przeszkolenia. Ale był to lot po prostej, na jednym pułapie plus minus kilka metrów, ewentualnie jakiś bardzo obszerny zakręt. W końcu poszedłem na kurs szybowników, wylatałem na dwusterze kilka godzin, dwa razy samodzielnie wylądowałem... A potem lekarze orzekli, że z moimi oczami nie powinienem nawet myśleć o lataniu. Ten kontakt z samolotami, z ich osprzętem, z samą techniką lotu dał mi bardzo dużo, choć niewspółmiernie dużo mniej, niż autorowi bloga. Wiem jedno: że w samolocie wszystko jest ZAWODNE i niczemu nie wolno ufać do końca. Bywało że RPKO pokazywał nieprawdziwą wysokość z sobie wiadomych powodów, bo na testach naziemnych był OK. Radiokompas potrafił przekłamywać nawet do 10 stopni, też nie wiadomo z jakiego powodu. Stroiło się go "na zero", czasem niektóre kursy nie dały się ustawić lepiej, niż na 1 stopień (co było ZAWSZE zapisane w protokole i w metryczce) a w czasie lotu nagle na krótko wzrastał do kilku stopni, zbliżając się do 10. Były takie "cuda". W zasadzie jedynym niezawodnym urządzeniem był mechaniczny sztuczny horyzont. Ale od tego, żeby lecieć i lądować, ZAWSZE był pilot. Nad Smoleńskim samolotem rządziły automaty...
OdpowiedzUsuńDzięk za komentarz.
UsuńPozdrowienia:)))
O "umiejętnościach" pilotów ze specpułku miałem okazję przekonać się jakieś 12 lat temu, podczas przelotu rządowym helikopterem na otwarcie Parku Narodowego "Ujście Warty". W tamtą stronę było OK. W powrotnej drodze kontrola Okęcia wysłała nas na oczekiwanie nad Raszynem. I tam sobie krążyliśmy nad stawami przez kilkanaście minut. Nagle piloci dostali zezwolenie na lądowanie! A że helikopter był akurat ustawiony ogonem do lotniska więc... wykonali gwałtowny skręt. Tak gwałtowny, że maszyną solidnie zakołysało. Nie wiem, jaki jest krytyczny przechył tak dużego helikoptera, trudno mi ocenić, jak daleko byliśmy od niego. Na moje wyczucie - bardzo blisko. Maszyna pochyliła się najpierw na jedną stronę do mniej więcej 30 stopni, potem na drugą - już nieco mniej i po chwili piloci jakoś opanowali rozkołys. Tak oni latali! Doprowadzili do mało sympatycznej, być może nawet groźnej sytuacji i potem popisali się wyprowadzeniem maszyny z niej, zamiast po prostu wykonać normalny skręt o normalnym, w pełni bezpiecznym promieniu. Gdyby coś takiego zrobić na szybowcu, niemal na 100% była gwarantowana utrata siły nośnej i - ześlizg na skrzydło, z czego chyba nie byłoby ratunku. Tak latali piloci wożący dostojników państwowych i nas, nieświadomych dziennikarzay.
OdpowiedzUsuńTak, znam osobiście kilku tych skądinad sympatycznych ludzi. Wielu z pilotów specpułkowych TU 154 M, po uzyskaniu uprawnień emerytalnych, ubiegało się o pracę w PLL LOT na tych właśnie samolotach. Nie było ich winą, że system szkolenia w Specpułku nie był wystarczająco dobry. Dopiero u nas, zanim zostali dopuszczeni do wykonywania lotów, przechodzili obowiązkowe przeszkolenie na właściwie wysokim i zgodnym z międzynarodowymi wymaganiami poziomie. Byłem wówczas szefem instruktorów nawigatorów na TU 154 M i doskonale poznałem ich zalety i braki.
UsuńChyba podstawowym brakiem w ich wyszkoleniu był brak... instynktu samozachowawczego. Dobry żołnierz MUSI się go pozbyć, inaczej nie nadawałby się do walki. I ci piloci właśnie są chyba pod tym kątem szkoleni - jak swojego czasu kamikadze. Leć, zrób co do ciebie należy, a jak ci się uda przeżyć, to może dostaniesz medal. Nie myśl o sobie. Jesteś tylko mięsem armatnim, a od myślenia są twoi dowódcy. I chyba samolot rozbiło dokładnie to + ogromne braki w zgraniu załogi i totalne lekceważenie procedur. Poza tym TU 154 M chyba nie jest wdzięcznym samolotem do pilotowania. Pamięta Pan, jak po powrocie z Samarkandy drugi "rządowy" o mało nie rozbił się pod Mińskiem Mazowieckim, tak mu się "dobrze" leciało.
OdpowiedzUsuńTak, tak.... Oni nie lecieli. Oni wykonywali zadanie...
UsuńA jeśli chodzi o sam samolot - mam inne zdanie: był bardzo przyjazny w pilotowaniu. Warunkiem jednak bezpiecznego wykonywania na nim lotów, podobnie jak na innych typach samolotów, było... wiemy co. Już wiele na ten temat napisałem....
Witam, serdeczne dzięki za dużo wyjaśnień, jedno nie daje mi jeszcze spokoju, czy może Pan skomentować:
OdpowiedzUsuńhttps://docs.google.com/file/d/0BwPwbhnBMeraRHFycmNuTU5DVTA/edit?usp=sharing&pli=1
i czy zgadza się Pan z wnioskami na końcu?
i jeszcze interpretacja wykresu kąta natarcia:
http://buziaczki2010.salon24.pl/536994,tu-154-m-8-40-12-czasu-atm
pozdrawiam!
Wydaje mi się, że przyczyną tej turbulencji na podejściu mogło być okresowe zerwanie strug na małej wysokości, spowodowane próbami zmiany kąta pochylenia za pomocą wolantu przy korygujących (kontrujących) reakcjach włączonego AT.
UsuńPozdrowienia.
Sęk w tym że kąt pochylenia na podejściu był zmieniany za pomocą pokrętła góra-dół na panelu PU-46,co zostało odnotowane w FDR, więc nie może być mowy o poruszaniu samym wolantem. Ta turbulencja trwa ok. 20s lotu.
UsuńMimo wszystko dziękuję za odpisanie.
pozdrawiam!
Efekt może być podobny. Zmiany kata pochylenia za pomocą pokrętła przy włączonym AT, zwłaszcza jeśli są częste i wykonywane nie płynnie, powodują efekt skokowej (schodkowej) zmiany tego kąta w doł i w górę, odczuwalny jako swego rodzaju turbulencję. Samolot na bardzo małej wysokości staje sie mało stabilny, dlatego też przy podejściu bez ILS-a powinno się wykonywać ten manewr ręczne, bez włączonej automatyki.
UsuńRozumiem, że takie turbulencje mogłyby występować w płaszczyźnie pionowej, ale tutaj mamy do czynienia z ruchami w płaszczyźnie poziomej (zwiększenie kątów przechylenia ) i to jeszcze powyżej minimalnej wysokości zniżania. Ze zmianami Roll angle rate są skorelowane zmiany położenia: prawej lotki , prawego interceptora lotki oraz trzonu serwa lotek RA-56. Tak jakby pilot chciał coś ominąć, ale nie mógł??
UsuńZjawisku braku stabilizacji w pionie towarzyszy brak stabilizacji w poziomie...
UsuńNo, ale to już dzielenie włosa na czworo.
Powtarzam jeszcze raz - przyczyną katastrofy była błędna decyzja wykonania manewru podejścia w warunkach poniżej minimów lotniska, samolotu oraz załogi. Reszta, to już tego konsekwencje.
Dzięki za odpowiedź. Ja nie mówię, że przyczyną katastrofy było cokolwiek innego, ale z czystej ciekawości, rzecz nie opisana w raportach, zwraca uwagę.
UsuńWygląda na to, że samolotem bujało w pionie i poziomie i w takim razie pilot, który decyduje się podchodzić do lotniska w automacie powinien o tym wiedzieć.
Może Pan powiedzieć jeszcze w jakim celu zmienia się trymowanie (steru wysokości??):
08:40:28 – zmiana trymowania (ciężki na ogon) TRYMER od -6 do -9, od pochylenia samolotu
POCHYLENIE= -4.1[deg], WYSRADIO=246.9[m], WYSBAR=375[m],
08:40:44 – zmiana trymowania (ciężki na ogon) TRYMER od -9 do -13, od pochylenia samolotu
POCHYLENIE= -3.5[deg], WYSRADIO=100[m], WYSBAR=188[m] ????
pozdrawiam!
Panie Wojtku - jestem pełen uznania za fachowe uzasadnienie przyczyn tej nieszczęsnej katastrofy. Zgadzam się w całej rozciągłości z Pana wywodami.
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrowienia
UsuńPozdrawiam. Świetnie opracowany materiał. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDzięki, pozdrowienia :)
UsuńWięckowski powiedzial mnie ze w komisji Maciatewicza będzie bronił pilotow tylko przed czym. Gliwa(bywam na Bemowie)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - przed czym?
UsuńPozdrowionka:))
Abstrahując od wartości merytorycznej, notka jest przesiąknięta nienawiścią (nieudolnie skrywaną) i subiektywizmem. Niebo a ziemia do książki Latkowskiego.
OdpowiedzUsuń"Wniosek z tego jest taki.
Autor wyraźnie stara się ścigać z raportem, a wychodzi z tego kompromitacja sklerotyka.
Żeby pisać coś sensownego trzeba najpierw dysponować sensowną wiedzą.
Żeby coś komuś polecać trzeba umieć to ocenić. "
http://forum.gazeta.pl/forum/w,1157,163979281,163979281,O_znawcach_.html?so=2