wtorek, 29 stycznia 2013

Smoleńsk

Jesteśmy po filmie w National Geographic.
 
Film z konieczności pozostawia pewien niedosyt, jednak w ogólnych zarysach dotyka najważniejszych przyczyn katastrofy.
 
Zapraszam na stronę "Smoleńsk" mojego blogu. Zamieszczam tam fragmenty wpisów, stanowiących analizę wypadku, jaką przeprowadzałem na gorąco, w miarę spływania informacji na jej temat.
 
Jest jeszcze w stadium tworzenia, ale można już zapoznać się z dotychczas zamieszczonym przeze mnie materiałem.

niedziela, 27 stycznia 2013

Śmierć

Odszedł kardynał Józef Glemp, Prymas Senior.
 
W ubiegłym roku przeszedł poważną operację płuca, polegającą na usunięciu zmian nowotworowych. Niestety, od tego czasu Jego stan stale się pogarszał. Choroba nie ominęła Go, mimo rzucenia palenia już w 2004 roku.
 
28 maja 1981 roku, 15 dni po zamachu na Papieża Jana Pawła II, zmarł w Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia. Szczęśliwie dochodzący do zdrowia Papież, mianował 7 lipca 1981 r. kardynała Józefa Glempa arcybiskupem metropolitą warszawskim, a także metropolitą gnieźnieńskim, co wiązało się z przyznaniem godności Prymasa Polski.
 
Był prymasem trudnych, przejściowych czasów. Przeprowadził Polskę przez niełatwy okres transformacji, mądrze, spokojnie, unikając zbędnych konfrontacji. Prymas Ugody, jak zwali go niektórzy publicyści. Inni niesłusznie oskarżali Go o współpracę z reżimem komunistycznym. 
Idąc za przykładem Papieża Jana Pawła II, w jubileuszowym dla Kościoła 2000 roku, podczas wielkiego nabożeństwa w Warszawie publicznie przepraszał za popełnione błędy. Wzruszony mówił, że ma sobie za złe, że nie ustrzegł od śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, zamordowanego przez SB w 1984 r.
W roku 2006 przeszedł na emeryturę, zachowując tytuł Prymasa Seniora.
 
Miałem zaszczyt zetknąć się z Prymasem Józefem Glempem w roku 1982 na pokładzie TU 134A, podczas rejsu z Rzymu do Warszawy. Pobłogosławił wówczas  wszystkich członków załogi, dając każdemu swoje zdjęcie z odręcznie napisanym atramentem na odwrocie błogosławieństwem.
 
Zamieszczam je poniżej.
 
 

piątek, 18 stycznia 2013

Przewodnik turystyczny

Mam przed sobą przewodnik turystyczny po Warszawie.
Kupiłem go wieki temu, tzn. w  Czarnym Roku Pańskim 1982.
Polska pogrążona była wówczas w nocy stanu wojennego. Wiele instytucji funkcjonowało pozornie normalnie, w tym owo  wydawnictwo Krajowa Agencja Wydawnicza, poprzez które nasza komunistyczna władza pod auspicjami WRON  usiłowała przekonać świat, że w gruncie rzeczy nic takiego się w Polsce nie dzieje.
Prostokątna, gruba jak na przewodnik przystało książeczka, zachęcała naród i zagranicznych turystów (których wtedy, jak wiadomo, ze świecą było szukać) do zainteresowania się naszą Stolicą. Prawie jej się to udało, bowiem ja, zdołowany ówczesną rzeczywistością i szukający oderwania się od wszechobecnej polityki, zachęcony niebieską okładką ze stylizowaną,  kolorową panoramą lewobrzeżnej strony miasta, zdecydowałem się  wyszperać 190 złotych i... wstyd przyznać, nigdy nie przewertowałem jej dokładnie.
Przewodnik, odłożony na półkę i zapomniany, pokrywał się kurzem. Dopiero niedawno, przy okazji robienia porządków, znowu wpadł mi w ręce.
Emocje związane z latami osiemdziesiątymi nabrały już historycznego wymiaru. Zmienił się ustrój, wiele ulic zmieniło swoją nazwę, niepoprawne politycznie pomniki zniknęły z mapy miasta, wzniesiono nowe. A przewodnik nadal proponuje spacery po  Warszawie, używając zwrotów i nazw charakterystycznych dla tamtych czasów. Nazwy te nie budzą we mnie politycznych reminescencji. Stały się neutralne -  swego rodzaju sentymentalne świadectwo lat mojego dzieciństwa i młodości. Oprowadza min. po ulicy Marchlewskiego, Świerczewskiego, Alei I Armii Wojska Polskiego, Alei Stalingradzkiej, po placu Jedności Robotniczej, placu Dzierżyńskiego i Komuny Paryskiej. Proponuje wycieczkę po robotniczej Woli.
Jedna z tras prowadzi od ronda Waszyngtona po rondo Starzyńskiego. Wspominam o niej nie bez przyczyny, bowiem przebiega nieco pokrętnie i wiedzie przez rejony dobrze mi znane. Obejmuje min. ulicę Zieleniecką i Targową, doprowadzając do ruchliwego skrzyżowania przy Dworcu Wileńskim. I właśnie tam, cyt. "największą uwagę zwraca pomnik Braterstwa Broni. Odsłonięty w listopadzie 1945 r., upamiętnia wspólną walkę polskiego i radzieckiego żołnierza z faszystowskim najeżdźcą. Pomnik, będący wspólnym dziełem polskich i radzieckich artystów rzeźbiarzy, stał początkowo bardziej na zachód. W r.  1966, kiedy modernizowano i przebudowywano to skrzyżowanie, został ustawiony w obecnym miejscu."
 

Początkowo rzeźby były gipsowymi odlewami. Dopiero po trzech latach zastąpiono je odlewami zrobionymi z metali uzyskanych z przetopienia zdobytej w Berlinie niemieckiej amunicji.


Jakimś dziwnym trafem pomnik dotrwał do naszych czasów. Budzący oczywiście kontrowersje, wrósł w panoramę Pragi. Warszawiacy ochrzcili go mianem "czterech śpiących, trzech walczących". Walczyło tych trzech na szczycie cokołu, a spało tych czterech, ustawionych na rogach na pierwszym jego stopniu.
Widok tego pomnika towarzyszył mi codziennie przez całe cztery lata, kiedy chodziłem do sąsiadującego z nim po drugiej stronie ulicy liceum im. Władysława IV.
No i stał sobie tam spokojnie aż do roku 2011, kiedy to zaczął zawadzać budowie II linii metra i w listopadzie zniknął z placu. Na szczęście nie na zawsze. Po zakończeniu budowy i po renowacji ma tam powrócić.
Bardzo dobrze. Pomnik ten, mimo swego trudnego historycznego kontekstu stał się symbolem dzielnicy i stałym punktem wycieczek po Pradze.
 
 

wtorek, 15 stycznia 2013

NaCl

Czas leci błyskawicznie. Tkwiłem w błogiej bezczynności, a myśl o podejściu do komputera napawała mnie nie powiem, że wstrętem, ale niechecią trudną do przełamania.
 
A tu tymczasem mijają dwa tygodnie nowego roku!!!
 
No i na dodatek WOŚP!!!
 
I mróz powrócił wraz z białą pokrywą śniegu...
 
Hmm... Co ma do tego NaCl?

Otóż:
 
Ta biała substancja krystaliczna o cięż. właść. 2,17, temp. topn. 755 stopni, temp. wrz. 1390,  bardzo dobrze rozpuszczająca się w wodzie, jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych substancji w przyrodzie. Jako minerał halit jest głównym składnikiem soli kamiennej, a także występuje w wodach morskich i mineralnych, jest składnikiem organizmów żywych, przede wszystkim zwierzęcych.
Znana jest od niepamiętnych czasów jako dodatek do potraw, oraz jako środek konserwujący. No i ostatnio z upodobaniem stosowana jest do likwidowania białej pokrywy śnieżnej i zalodzenia  w miastach. 

Zastosowania te są dopuszczalne i ogólnie znane. Gorzej, jeśli znajdzie się ją w oku. Wtedy doskwiera i powoduje, że staramy się za wszelką cenę usunąć przyczynę, która spowodowała  umiejscowienie się jej w tak newralgicznym i czułym miejscu.

Właśnie taka solą w oku jest dla niektórych obywateli naszego kraju  Jurek Owsiak i jego Wielka Orkiestra Światecznej Pomocy, która zagrała już po raz dwudziesty pierwszy (tym razem pod hasłem "Dla ratowania dzieci i godnej opieki seniorów"). Zdawać by się mogło, że znaczenie tego szczytnego celu, dla którego to coroczne pospolite ruszenie stało się już zwyczajem, nie podlega dyskusji. Tymczasem, rozmaite gadające głowy, komentatorzy sztywnej maści, a w szczególności członkowie Pewnej Partii, krytykują to niespotykane w skali światowej przedsięwzięcie z uporem i zajadłością godną lepszej sprawy. Kontestują nie tylko osobę i poglądy Jurka Owsiaka, ale również sposób organizacji imprezy i (o zgrozo!!!) panujący tam wesoły i luzacki nastrój. Z nadętymi minami, przepisowo naburmuszeni i przemądrzali, ze źle ukrywanym obrzydzeniem wygłaszają opinie, z których jasno wynika, że świat bez tego wichrzyciela byłby znacznie lepszy, a pomoc społeczna i tak by istniała, bowiem zajmować się nią będą  powołane do tego poważne instytucje. Jeden z Panów podkreślił z godnością, że wolał dać 200 zł. na tacę w kościele, niż wrzucić je do skarbonki WOŚP!!! Wyraził też nadzieję, że datek trafi tą drogą do Caritasu, a Caritas przecież też pomaga potrzebującym. Zaś jeden z gazetowych komentatorów, faruzeuszowsko popierając ideę samej WOŚP, nie omieszkał jednocześnie podkreślić, że nie może powstrzymać sie od śmiechu, widzac  ten jednodniowy festiwal ekstazy i telewizyjnego luzactwa. Ze wstrętem stwierdził, że wszyscy będą tego dnia z urzędu po prostu bardzo naturalnie fajni, bo inaczej nie wypada, że będą wrzeszczeć i migotać, bo niefajnie jest nie krzyczeć i nie wierzgać, a ON sam będzie na to patrzeć jak na ciut pokraczny kabaret.

O, cholera (z przeproszeniem), nóż mi się w kieszeni otworzył, ale zamknąłem go szybko, bo przecież nic nie przemówi do rozumu tym nadętym sztywniakom i ksenofobom, a Jurek Owsiak i tak będzie robił swoje, porywając do działania olbrzymie rzesze młodych i starych Polaków. Zwłaszcza w tych młodych jest nadzieja. Widząc ich zapał i oddanie szlachetnej idei niesienia pomocy właśnie w ten luźny i spontaniczny sposób, głęboko wierzę w to, że za ich sprawą, w wyniku naturalnej zmiany pokoleń, Nasz Kraj stanie się wkrótce bardziej przyjazny i ludzki.

Sie ma, mr Owsiak!!!
Na pohybel sztywnym malkontentom!!!