wtorek, 2 lipca 2013

O Ojcu. Impresja trzecia i ostatnia.


To tutaj – mówię do ojca i naciskam klamkę.

W niewielkim zaułku przy ulicy Hożej jest już ciemno. Przyćmiony blask okolicznych latarni wygrzebuje z mroku tabliczkę, umieszczoną obok drzwi: „Polskie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera”. Wewnątrz, w przyciasnym przedpokoju czeka kilka osób. Z przyległej pakamery wystawiam dodatkowe krzesło.

– Siadaj, tato.

Ojciec zdejmuje kurtkę i podaje mi ją.

– Czy państwo wszyscy czekają na konsultację z panią doktor? – pytam.

  Ja czekam – odzywa się starszy człowiek. – Ale właściwie nie wiem, po co.

– Jak to, nie wiesz. Przecież mają ci powiedzieć, na co jesteś chory. – W głosie stojącej obok kobiety słychać zniecierpliwienie. – Ja już nie mam do ciebie siły.

– Sama jesteś chora. Tracimy tylko czas.

Zawieszam kurtkę na jedynym wolnym kołku na wieszaku. – Kto jest ostatni?

– O, ta pani. Tam...

– My jesteśmy ostatni – potwierdza starannie ubrana kobieta ze zmęczonym wyrazem twarzy. – Ja z matką... Mamo, zdejmij płaszcz. Zgrzejesz się i zaziębisz. – Odpowiada jej uparte spojrzenie szarych oczu i energiczne kręcenie głową. Kobieta bezradnie rozkłada ręce. – Tak jest zawsze – mówi.

Przez duże, wewnętrzne okno widać sąsiednie pomieszczenie, a w nim dwa biurka. Za jednym z nich siedzi ta sama doktor, która badała ojca na Miodowej. Na parapecie leżą biuletyny Polskiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. Ojciec przez chwilę siedzi bezczynnie, a potem sięga po jeden z nich.

Co jakiś czas do pokoju wchodzi kolejna para: osoba chora i jej opiekun. Czuję się, jakbym czekał na wyrok, który mimo że nie dotyczy bezpośrednio mnie, może mieć wpływ na całą moją przyszłość. Spoglądam na ojca, pogrążonego w studiowaniu biuletynu. Mocne szkła w grubej oprawce, skupiony wyraz twarzy. Ogarnia mnie silne wzruszenie. Nie mogę się opanować. Czuję napływające łzy.

Kiedy nadchodzi nasza kolej, oczy mam już suche. No, może niezupełnie, bo pani doktor obrzuca mnie uważnym spojrzeniem.

– To są wyniki komputerowego badania mózgu. – Podaję jej kopertę.

Ojciec przechyla głowę, żeby lepiej słyszeć. Pani doktor uważnie ogląda kliszę, a potem czyta opis.

– Jaki wynik? – pytam, mając irracjonalną nadzieję, że wszystko jest w porządku.

– Zgodnie z moim przypuszczeniem, istnieje podejrzenie, że pana ojciec jest chory na TĘ chorobę – słyszę.

– Podejrzenie?

– Tak. Wszystkie symptomy na nią wskazują. Za życia chorego nie można stwierdzić  na sto procent, że właśnie chodzi o TO. – Pani doktor starannie unika słowa „Alzheimer”. Podchwytuję tę konwencję:

– A kiedy można JĄ z całą pewnością potwierdzić?

– Dopiero po śmierci, poprzez badanie mózgu.

– Tak.... a jaki jest stan mojego ojca?

Ojciec wyjmuje z pudełka aparat i mozolnie wkład go do ucha.

– Wygląda to na początkowe stadium, a ściślej mówiąc, na początek pierwszego stadium. Czy pan się orientuje, na czym polega TA choroba?

– Tak. Ostatnio wiele na ten temat czytałem. Proszę powiedzieć, co teraz mamy robić?

– Proszę pana, dam teraz panu na próbę lekarstwo. W tej chwili jest to jedno z najlepszych lekarstw. Niech pan podaje je ojcu po jednej tabletce wieczorem przez czternaście dni.

– Ile to kosztuje?

– Nic. Te czternaście tabletek jest gratis, w ramach akcji, którą teraz prowadzimy.

Na kolorowym kartoniku nazwa lekarstwa, opis jego działania, fotografia uśmiechniętej starszej pary i listek tabletek w przezroczystym opakowaniu.

– Musi pan sobie zdać sprawę z tego, – mówi z naciskiem pani doktor, ściszając głos – że TEJ choroby, przy obecnym stanie wiedzy medycznej, nie można wyleczyć. Można jedynie opóźnić jej rozwój.

Nie wiem,  czy nasza rozmowa w całości dociera do ojca, ale widać że stara się uważnie nas słuchać.

– Tak, zdaję sobie z tego sprawę – stwierdzam smutno.

Pani doktor patrzy na mnie ze współczuciem. Jestem jej za to wdzięczny, bo wiem, że nasz jednostkowy przypadek jest przecież dla niej wielotysięcznym.

– Proszę pana, niech pan przez te czternaście dni uważnie obserwuje reakcje ojca. Chodzi o to, żeby się zorientować, jak jego organizm toleruje to lekarstwo.

– Rozumiem.

– Gdyby wystąpiły trwałe bóle lub zawroty głowy, nudności, zakłócenia snu, proszę przerwać podawanie lekarstwa i skontaktować się za mną.

– No właśnie, jak się z panią skontaktować?

– Przyjmuję w spółdzielni i w przychodni na Wołoskiej, ale na Wołoskiej są odległe terminy.

– To przyjdę do spółdzielni za dwa tygodnie, bez względu na działanie tego lekarstwa, a niezależnie od tego, zapiszę ojca na Wołoską.

– Dobrze.

Pani doktor podaje mi adres spółdzielni i dla niej w tym momencie nasza sprawa zamyka się. W drzwiach stoi następna para.

Wychodzę z ojcem i zastanawiam się, co mam mu i w jaki sposób przekazać. Ojciec nagle zatrzymuje się, wyjmuje z ucha aparat i chowa do pudełeczka.

– No więc, tato... – zaczynam.
– Wiesz – przerywa mi ojciec. – Ta pani doktor, to bardzo ładna kobieta.

NA TYM KOŃCZĘ "IMPRESJE O OJCU", KTÓRE SĄ ZAWARTE W MOJEJ NOWEJ KSIĄŻCE(JESZCZE NIE WYDANEJ)  pt. "HUMUS" 
BĘDĘ ZAMIESZCZAŁ JEJ FRAGMENTY NA STRONIE O NAZWIE "NUMUS"

2 komentarze:

  1. Nie bądź Wojtku taki skromny. Czyli kolekcję masz! :)
    Longines to jest coś! Gratuluję. A ja mam Cymę po dziadku i kilka RUHLI enerdowskich :)
    Sporo tego było kiedyś. A potem tylko radzieckie Wostoki, Poljoty, Sławy itp.
    A szwajcarskie zegarki oglądaliśmy w zagranicnych journalach.


    Wojtku. Ja mam potrzebę coś napisać o swoim ojcu. Tylko nie wiem jak się do tego zabrać. Ale mam potrzebę.
    Umarł za wcześnie bo miał tylko 52 lata. Zabiły Go miedzy innymi papierosy.
    Dziękuje Ci za Twojego ojca. Bo przypomniały mi mojego.
    Pozdrawiam serdecznie
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojciec zmarł w wieku 92 lat. Siedem lat walczyliśmy z Jego chorobą. Ostatnie swoje urodziny spędził już w nieświadomości. W dwa tygodnie po nich odszedł...

    OdpowiedzUsuń