czwartek, 13 grudnia 2012

13 grudnia

To już trzydziesta pierwsza rocznica... Jak ten czas leci! Niby to już historia, ale jak wciąż żywa.
 
W 1981 roku miałem 37 lat. Od dziewięciu lat pracowałem w Polskich Liniach Lotniczych jako instruktor nawigator pokładowy. Stan wojenny spowodował zawieszenie wszystkich lotów, a załogi zostały zmobilizowane i zmuszone do oddania paszportów służbowych. Dyrektorem przedsiębiorstwa został generał Kowalski. Trwaliśmy w zawieszeniu aż do momentu, kiedy wznowiono pierwsze loty. W pierwszej kolejności, ponowne zezwolenie na wykonywanie obowiązków dostawali instruktorzy poszczególnych specjalności, aby mogli umożliwiać wznawianie nawyków po przerwie, sukcesywnie dopuszczanych do lotów kolegów.
 
Można powiedzieć, że w pewnym stopniu byliśmy uprzywilejowani, bowiem w czasie, kiedy granice były dla wiekszości ludzi zamknięte, mogliśmy je legalnie przekraczać. Mieliśmy też przepustki upoważniające nas do poruszania się w czasie trwania godziny milicyjnej.
Nie muszę dodawać, że często wykorzystywaliśmy swój status do przekazywania informacji i listów poza wzniesiony przez WRON żelazny kordon.
 
Stan wojenny jest kanwą, na której toczą się losy kilkorga bohaterów mojej ksiażki, p.t "ROK".
Poniżej zamieszczam jej fragment:
 
"Goście schodzili się praktycznie przez cały dzień.
Pierwsza wpadła Jolka. Zdyszana i przerażona osunęła się w płaszczu na fotel.
– Słyszałeś, co się dzieje?
Było około dziesiątej. Andrzej wstał właśnie z łóżka i bezskutecznie jeździł po skali UKF-u.
– Cholera, pewnie znowu remontują nadajnik. Cisza na wszystkich częstotliwościach.
Nie oderwał się od radia, kiedy Jolka weszła. Nie potrzebował otwierać drzwi, ponieważ dał jej kiedyś druga parę kluczy.
– Zostaw to radio, nic w nim nie znajdziesz.
– Jak to, nic? Nieczynne na wszystkich zakresach?
– Idioto, po jakiej ziemi ty chodzisz! – Jolka krzyknęła z niespotykana energią – Wojna, rozumiesz? Wojna!
Andrzej powoli podniósł się. Nieme radio świeciło wskaźnikami.
– Upiłaś się?
– Jeszcze nie, ale na pewno to zrobię. Jaruzelski wprowadził stan wojenny w Polsce!
– Stan wojenny? Po co? – Andrzej zadał to pytanie bezwiednie i zaraz zdał sobie sprawę z jego retoryczności. Spodziewał się przecież podobnego posunięcia już od dawna, może nie w takiej formie i nie tak szybko, niemniej jednak czuł, że od dłuższego czasu wisi coś w powietrzu.
– Tak, stan wojenny. Właściwie nie wiem dlaczego... – Jolka umilkła i tępo wpatrzyła się w kąt pokoju.
Przez chwilę rozdzwoniła się cisza. Zakłuła boleśnie w bębenki, pochłaniając mieszkanie, okno i wszystko, co się za tym oknem działo.
Andrzej podszedł i dotknął ramienia Jolki.
– Rozbierz się, Jola. Zrobię ci herbatę.
Podniosła wzrok w niemym zdumieniu.
– Co?
– Zdejmij ten płaszcz. Jadłaś śniadanie?
– Andrzej, jak... jak ty możesz – wyjąkała – jak możesz tak spokojnie... herbata... śniadanie... Andrzej...
– Ostatecznie nic się nie stało – powiedział to wbrew sobie, ot tak, po prostu, żeby opanować sytuację. – Nie denerwuj się – uprzedził jej atak. – Musimy to rozpatrzyć na zimno.
– Co tu rozpatrywać na zimno – Jolka z rezygnacją zaczęła zdejmować płaszcz. – Tu nie ma co rozpatrywać. Wszystko, wszystko, co dotąd budowaliśmy, zawaliło się. Wiesz, gdybym nie wiedziała, że jesteś sympatykiem „Solidarności”, to pomyślałabym, że z nimi współpracujesz.
– Z kim?
– No, z nimi. Z tymi z rządu.
Andrzej powiesił płaszcz i wszedł do kuchni.
– Co to ma do rzeczy – powiedział. – Wszyscy z nimi współpracujemy, czy tego chcemy, czy nie. Chociażby dlatego, że żyjemy w określonym ustroju.
Jolka powlokła się za nim jak cień i usiadła na stołku.
– Jedni się z tym godzą, inni nie – rzekła smętnie.
– A ty?
– Teraz  w ogóle nie mogę o niczym myśleć.
Andrzej powoli nalewał wodę do czajnika. Bezskutecznie usiłował zebrać myśli i naprędce ustosunkować się do zaistniałej sytuacji. Praktycznie nie wiedział, co niesie ze sobą określenie „stan wojenny”, odczuwał jednak niemiły dreszcz na karku i przykry skurcz serca, zwiastujący czający się strach.
– Byłaś na mieście? – spytał.
– Byłam.
– W centrum?
Jolka zbierała okruchy chleba, gniotąc je nerwowo.
– W centrum. Byłam na Szpitalnej i na Mokotowskiej. Andrzej, wygarniają naszych!
– Kogo?
– Likwidują wszystkie siedziby „Solidarności”. Na ulicach wojsko i oddziały ZOMO. Most Poniatowskiego obstawiony czołgami. Andrzej, tylko patrzeć, jak trafią do nas.
 Andrzej metodycznie kroił razowiec na cienkie kromki i rozsmarowywał na nich twarde masło.
– Masz coś na sumieniu?
– Nie mam.
– No to czego się boisz?
– Nigdy nie wiadomo za co człowieka zwiną. Andrzej, jak oni mogli... jak oni mogli tak postąpić? – Jolka chlipnęła kilka razy i rozpłakała się. Łzy ciekły jej po policzkach i Andrzej przypomniał sobie matkę, która po tysiąc razy opowiadała mu o tym, jak płakała na wieść o wkroczeniu Niemców do Polski. Porównanie może niezbyt adekwatne do aktualnej sytuacji, niemniej jednak słowo „wojna” zawsze kojarzyło mu się z Niemcami. Andrzej był, można powiedzieć, obciążony dziedzicznie. Wychowany w atmosferze okupacyjnych wspomnień, nienawidził szczerze tamtego czarnego okresu. Miłował spokój, kochał wolność i brzydził się przemocą. Może dlatego nie był jeszcze w stanie jasno sformułować swojego stosunku do wydarzeń, o których mówiła Jolka."
 
 
Ksiażka do nabycia w księgarni internetowej wydawnictwa ASTRUM. Można też kliknąć "Rok" po lewej stronie blogu, aby bezpośrednio tam wejść.


5 komentarzy:

  1. mialam 17 lat i stan wojenny nie dotarl do mnie...tak jak powinnien, dopiero po dlugim czasie zdalam sobie sprawe z wielu strasznych wydarzen , ktore mialy miejsce i z powagi calej tej sytuacji.. internowania itd... boje sie wojen, nipokoj , ktory jest na swiecie nie napawa mnie optymizmem...jak malo moze czlowiek, a jednak sa ludzie, ktorzy zburzyli "wielkie"-czyli gdy sie chce... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, tak jak powiedziałem w którymś miejscu swojej książki: "każde pokolenie skazane jest na swoją wojnę"

      Pozdrowienia:))

      Usuń
  2. Pamiętam tamten dzień! Z początku nie wiedziałam na czym cała rzecz ma polegać, ale o tym przyszło mi się przekonać i nie było to doświadczenie przyjemne!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem nadeszły kolejne czarne lata, na szczęście przerwane czerwcem roku 1989.

      A dzisiaj? Teraz już wolni i niepodlegli bierzemy się za łby...
      Koszmar!!!

      Usuń
  3. Każdy ma swoje wspomnienia.Brak teleranka dla moich dzieci, mąż w sanatorium daleko od domu, trudności w komunikacji drogowej i telefonicznej...a książkę muszę przeczytać.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń