– Zobacz,
ładna? – ojciec ciągnie mnie za rękaw do pokoju. Na kredensie stoi niewielka
choinka.
– Ładna,
tato. Sam ją ubrałeś?
– Sam.
Zawsze sam ubieram choinkę.
– Mieliście
kiedyś większą, pamiętasz? Stawialiście ją na podłodze. Też była sztuczna.
– No
właśnie – wtrąca matka. – Gdzie ona jest?
– Niepotrzebna nam większa. – Denerwuje się ojciec. – Za dużo roboty.
– Zawsze
byłeś leniwy – dogaduje matka. – Nic nigdy nie chciało ci się w domu robić.
Ojciec
udaje, że nie słyszy. Poprawia wiszące zabawki, ustawia niewielką szopkę i
pokazuje mi ją: – Dostałem od Marysi – tym razem bezbłędnie trafia z imieniem.
– Zawsze ją tu... kładę.
– A gdzie
są lampki?
– Miałem
ciebie prosić, żebyś mi pomógł...
– Pomóc ci
je zawiesić?
– Tak.
– A gdzie
je masz?
– Tutaj są.
– Podaje mi kłębek zielonych przewodów z kolorowymi żaróweczkami. Pracowicie
rozplątuję to wszystko, potem zakładam na choinkę i kiedy zamierzam już włączyć
do gniazdka, zauważam, że brakuje wtyczki. – Gdzie jest wtyczka, tato?
– Wtyczka?
– No to, co
trzeba włożyć do gniazdka, żeby żarówki się świeciły.
Ojciec
przygląda się uważnie trzymanym przeze mnie dwóm przewodom. – To ona ma być
tutaj? Przecież była...
– Może i
była, ale teraz nie ma. Co z tym zrobiłeś? – pytam ostro. Za ostro, bo ojciec
wystraszony cofa się. – Pewnie urwałeś, wyciągając z gniazdka i gdzieś
wyrzuciłeś.
– Niczego
nie urwałem ani nie wyrzucałem...
– A kto to
zrobił, krasnoludki? – robię błąd, okazując zdenerwowanie i zwracając się do
ojca podniesionym tonem. Mam jednak już dosyć jego niezdarności, zapominania i
spowolnionych reakcji. Wiem, że powinienem być cierpliwy, bo tylko w ten sposób
mogę mu pomóc, ale teraz czuję się zmęczony i zniecierpliwiony. – Wczoraj
przyniosłem naprawione lampki i wtyczka była – dodaję.
Biedny
ojciec rozpoczyna chaotyczne poszukiwania. Zagląda w najbardziej nieoczekiwane
miejsca: za szafę, pod poduszkę na kanapie, do kwiatów na parapecie i na koniec
bierze się za kartkowanie książki. Robi mi się go żal. – Tato, tam na pewno jej
nie znajdziesz. Daj spokój, jutro kupię nową i podłączę ją do przewodów.
Ale ojciec
nie daje za wygraną. Wyciąga spod biblioteki pudło z resztą zabawek. – O, jest!
– woła i podaje mi drugi zestaw lampek. Ze wstydem stwierdzam, że jest to
właśnie ten, który naprawiałem. Na jego końcu bezczelnie dynda nienaruszona
wtyczka.
– Skąd
wziąłeś tamte uszkodzone lampki? – pytam, usiłując zagłuszyć narastające
wyrzuty sumienia.
– Nie wiem.
Też były w zabawkach.
Nie mówię
już nic. Zdejmuję z choinki niesprawne lampki i zakładam te drugie, z wtyczką.
– Pomóc ci
? – pyta ojciec.
– Dobrze,
tato, pomóż.
Witaj
OdpowiedzUsuńStarość jest czasem smutna, ale pamiętajmy , że i nas ona czeka.
Pozdrawiam mile ;)
Właśnie, trzeba o tym pamiętać. Jednak nie zawsze starcza nam rozsądku i cierpliwości...
UsuńPozdrowienia:))
Pięknie to ująłeś Wojtku, czytając miałam wrażenie, że dotyczy mojego ojca/rodziców i mnie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńPozdrowienia:))
Bardzo ładne, aż łza się w oku zakręciła.
OdpowiedzUsuńDaje mi to dużo do myślenia.
pozdrawiam.
Cześć, Edyta. Witam na moim blogu:)))
UsuńZajrzę na Twój.
Pozdrowienia:))
No tak. Mam sklerozę... Przecież juz się znamy.
UsuńDaje do myślenia...
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)))
UsuńDzisiaj impresja druga.
Wzruszyłam się czytając. Przypomniały mi się chwile, bardzo podobne do tej z Twojego opowiadania, w relacjach z moim ojcem. Też tak mam, ze niby takie drobne, mało ważne zdarzenia, stają mi przed oczami i nabierają potężnych rozmiarów w naszych wrażliwych duszach. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, te wydarzenia powracają i często nie dają nam spokoju. A kiedy osoby z nią związanej zabraknie, potrafią, nierzadko obarczone wyrutami sumienia, w sprawiać nam ból.
UsuńPozdrowienia.