poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Była sobie

Dostałem maila dzisiaj.
Napisała z Krakowa Marysia,
że ją "złości",
gdyż mam na blogu dłuuuugie zaległości.

Śpieszę uspokoić Marysię,
że to nie moje widzimisię,
a komputerowy kryzys.
I niech rozjaśni fizys,

bo właśnie teraz
się w sobie zbieram,
by na jej cześć
coś niecoś do bloga wnieść.

Oto, miła "M",
coś Ci zatem opowiem,
ale dla odmiany prozą,
bo powieje grozą.

"W moim maleńkim domu wszystko się zdarzyć może", jak głosi znana piosenka. Co prawda u mnie orzechy nie rozgryzają się same, a szkoda, bo już ząbki nie te, ale dzieją się dziwne rzeczy. To zatrzeszczy coś, łomotnie, firanką poruszy, zrzuci doniczkę z kwiatkiem znienacka w nocy, w WC załka, jacyś goście niespodziewanie się pojawią o dziwnej godzinie,  albo diabeł coś ogonem nakryje....

A oto, co zdarzyło się ostatnio:

Były sobie skarpetki. Podkolanówki, koloru brązowego, bardzo ze sobą zaprzyjaźnione, można powiedzieć - papużki nierozłączki. Do mnie też były bardzo pozytywnie nastawione, gdyż dbałem o nie wielce. Zakładałem na nogi ostrożnie, cerowałem jak było trzeba, stawiałem pod kaloryferem, aby wyschły, uważając, aby nie złamały się broń Boże. A od czasu do czasu fundowałem im nawet kąpiel w beczce śmiechu, zwanej popularnie pralką. Nasze wspólne miesiące mijały beztrosko i szczęśliwie. Aż tu nagle...
Pewnego dnia, gdy właśnie zakończyła się wspomniana kąpiel i otworzyłem okrągły właz, sięgając do środka, aby wydobyć je na zewnątrz, ze zgroza  stwierdziłem, że... była tylko jedna. Tak, moja Marysiu, uwierz mi - BYŁA TYLKO JEDNA, osierocona, mokra i obwisła ze smutku i tęsknoty. Aż żal było patrzeć...   Mnie też zrobiło się nijako na duszy. Ciarki po plecach przebiegły, dziwne myśli zaczęły się kłębić. Rozejrzałem się wokół i wstyd powiedzieć, zakiełkowało ohydne postanowienie pozbycia się jej, bo może to jakieś "złe" maczało w tym wydarzeniu palce, by na przykład  w przyszłości pozbawić mnie jednej nogi? A kysz, na psa urok,w lipie dziurka! - splunąłem przez lewe ramię i dla spokoju sumienia przekopałem całe mieszkanie wzdłuż, wszerz i w głąb. Zajrzałem wszędzie, nawet między książki, talerze, szklanki i w inne nieprawdopodobne miejsca - 

DRUGIEJ SKARPETKI NIE BYŁO!!!!!  

Zniknęła, rozpłynęła się, a może to właśnie diabeł maczał w tym swój ogon? Trudno powiedzieć.
Schwytałem brutalnie za kark tę osieroconą i już już miałem ją wyrzucić, gdy MTŻ stanąwszy w jej obronie, do zachowania jej mnie nakłoniła. Schowałem więc skarpetkę w szufladzie, układając jak na marach i wstyd powiedzieć zapomniałem o niej.
Mijały miesiące, zima zakończyła się, przywędrowała wiosna. (Na szczęście, nadal miałem dwie nogi). Aż tu nagle, pewnego słonecznego popołudnia, gdy wszedłem do sypialni, na dywanie ujrzałem, jak myślisz, co?

ZAGINIONĄ SKARPETKĘ!!!!

 Leżała na środku, bezczelnie rozciągnięta i szyderczo uśmiechnięta... Jakim cudem się tam znalazła, skąd wypełzła, dalibóg do dzisiaj nie wiem.



I co na to powiesz, Marysiu?




11 komentarzy:

  1. A oto, co odpowiedziała Marysia:

    Jak na „komputerowstręt” to całkiem spory, bardzo ciekawy i dowcipny wpis znalazł się na Twoim blogu.
    Niniejszym jeszcze raz spieszę podziękować oraz przeprosić za sprawienie kłopotu w ciężkich w/w chwilach.
    Co do bohaterki blogu, skarpetki, to hmm… czary?
    Może jednak domowe krasnoludki brały w tym udział?
    U nas też krasnoludki robią psikusy, od jakiegoś czasu wciąż coś chowają.

    Serdecznie Was pozdrawiamy.M

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko prawdziwie utalentowany człowiek może ożywić skarpetkę. Opowiadanie bardzo mi się podobało, wykonałeś solidny wpis i zadowoliłeś nie tylko Marysię, mnie również. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Może to ja ją ożywiłem, a może jakieś czary ,czy siły (nie)czyste?

      W każdym razie, fakt faktem, że ożyła:)))

      Pozdrowionka:))

      Usuń
    2. Niech żyje!!! Niech żyje!!! Wznoszę dawne majowe zawołanie i pozdrawiam słonecznie, życzę wspaniałej i ciepłej majówki.

      Usuń
    3. Niech żyje!!!! Ach, co to były za czasy i obchody gromadne:)))

      Usuń
  3. Klik dobry:)
    Może to skarpetka wędrowna? Jak kocica poszlajała się po świecie i wróciła do swojego Pana. :)))

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie tak. Coś z kocicą wspólnego miała, bo przymilnie łasiła mi się do nogi:))

      Pozdrowienia:))

      Usuń
  4. Witaj :)
    Nie jestem Marysią, ale powiem- napiszę krótko, że nic w przyrodzie nie ginie :):);)
    Wojtku- cenne, że z taką troską dbasz o swoje rzeczy ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale coś wspólnego ze sobą macie. Też na "M" i też, o ile wiem, z Krakowa ( a może spod?)

      Serdeczne pozdrowienia:))

      Usuń
  5. bo i pączki najzdrowsze są smażone na smalcu z odrobiną alkoholu. pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń