środa, 19 września 2012

Dzienniczek Ucznia - zakończenie



  Śpiew nigdy nie leżał w sferze moich zainteresowań. Nie bez przyczyny, bowiem już dawno doszedłem do wniosku, że mam absolutny brak słuchu. Mojej nauczycielce śpiewu dotarcie do tej prawdy zajęło znacznie więcej czasu, może dlatego, że za bardzo wierzyła w swój pedagogiczny talent. Kiedy ta "oczywista oczywistość" (znany współcześnie cytat) zaczynała nieubłaganie szczerzyć do niej zęby, ostatnim rzutem na taśmę dokonała dwóch wpisów. Pierwszy, dn. 21/III.55: "Lekceważy (podkreślone) sobie lekcje śpiewu - dziś nie przyniósł zupełnie zeszytów", drugi, dn. 28/III.55: "Wojtek na lekcji śpiewu rozmawiał i jadł". Potem już zrezygnowała, co wyszło mi na dobre, bowiem od tego czasu cieszyłem się u niej specjalnym przywilejem, polegającym na tym, że mogłem nie śpiewać. Nie dziwię się jej. W klasie było pięćdziesięcioro dwoje dzieci. Ja siedziałem w rzędzie pod oknem w ostatniej ławce. Mimo to, podczas chóralnego śpiewu, mój głos wyróżniał się tak znacznie, że udręczona nauczycielka wołała; "Wojtek, ty lepiej nie śpiewaj!".

  Wychowawczyni mimo wszystko nie odpuszczała. Jej zdarte nerwy kazały jej obserwować mnie nieustannie. Dn. 21/III.55, dokonała wpisu, będącego wynikiem bojkotowania przeze mnie bezsensownego zakazu opuszczania szkoły podczas przerw: „Lekceważy sobie regulamin szkolny - zbiega w czasie pauzy na dół i przynosi na miękkich pantoflach kurz do klasy". Jednak nie mogła także nie dostrzegać pewnych pozytywnych stron mojego tracenia czasu w szkole. Dn. 23/III.55 wpisała: "Historia 5-, biologia 5, geografia 5-". Wyobrażam sobie, ile to ją kosztowało, bo już 5/IV.55, doniosła, usiłując zdusić we mnie zdrowe ciągoty do handlu wymiennego: "Wojtek zajmuje się na lekcji postronnymi sprawami - ciągle uprawia jakieś zamiany, co wywołuje bardzo przykre incydenty w klasie". Dn.21/V.55 kazała mi napisać: "Zamiast po dzwonku zająć miejsce, przyczyniłem sie do zajścia, w którym kolega został poszkodowany - rozciął sobie wargę". Znalazło to odbicie w ocenach za okres III, z dodatkowych "przedmiotów": „Sprawowanie 5-, pilność 4, uwaga na lekcjach 4".

  Na szczęście, rok szkolny wkrótce miał się skończyć. Wyczekiwałem tego dnia z utęsknieniem. Mojego radosnego podniecenia nie zdołała nawet zniszczyć ostatnia uwaga rozsierdzonej Wychowawczyni, wpisana dn. 14.VI.55, czerwoną kredką, olbrzymimi literami, na całą stronę: "Wojtek przyniósł do klasy cukierki, częstował kolegów i cały dzień najbliższe sąsiedztwo jadło cukierki w czasie lekcji". Biedna kobieta nie doceniła bardzo ważnej cechy mojego charakteru - altruizmu i umiłowania ludzi.
 
  Rok szkolny skończył się za dziewięć dni. W piątej klasie zmieniła się Wychowawczyni, która na szczęście dostrzegła we mnie coś więcej, niż leniwego, niezdyscyplinowanego wałkonia. A może to ja nieco dorosłem?


6 komentarzy:

  1. Wszystkie części Dzienniczka Ucznia przeczytałam z wielkim zainteresowaniem, chociaż najbardziej rozbawiła mnie uwaga dotycząca cukierków i najbliższego sąsiedztwa zajętego konsumpcją powyższych.
    I dochodzę do wniosku, że zawód nauczyciela jest wymagający, nie tylko z powodu niesubordynowanej młodzieży, ale wpisanie jednozdaniowej uwagi, zawierającej w sobie cały wachlarz szkolnych przestępstw, na dodatek poprawnie stylistycznie, to jednak mistrzostwo dostępne tylko niektórym.
    Szkoda, że moje dzienniczki nie zachowały się i tylko niektóre uwagi nauczycieli w stosunku do mojej osoby pamiętam, bądź znam z opowiadań. A są i takie, które obrosły legendą nawet. Ehhh ...wspomnień czas!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakim cudem ten Dzienniczek zachował się. W każdym razie stanowi niezły dokument traktujacy nie tylko o mnie, ale i o ówczesnych wymaganiach w stosunku do uczniów. Moja droga Wychowawczyni, pani Maria Rutkowska, była pedagogiem starej, przedwojennej daty. Stanowiła swego rodzaju relikt. Miała nad nami pieczę od I do IV klasy. Wspominam ją z sentymentem...

      Usuń
  2. Im bardziej niepokorni uczniowie,tym bardziej wartosciowi dorosli.
    Cos w tym jest:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj
    Uśmiałam się zdrowo, choć dzisiejsza młodzież pewnie nic by sobie z tych "durnych" uwag nie robiła.
    Pamiętam Wojtku i ja czasy szkolne, lata dyscypliny, szacunku do nauczycieli, strachu przed lekcjami i na przerwach.
    Choć, to dawne czasy, nie za bogate, ale zawsze z łezką w oku zapamiętane i wspominane.
    Zawsze, kiedy jadę w rodzinne strony pytam Mamy o swoich nauczycieli z podstawówki, wiesz, że jeszcze żyją. Choć, to dawne czasy...
    Pozdrawiam refleksyjnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamięć o wczesnej młodości niestety zanika. Dlatego tego rodzaju dokumenty, jak wspomiany Dzienniczek, są na wagę złota.
      Odkopałem jeszcze jeden - pamiętnik z wpisami kolegów i koleżanek z klasy IIb, rok 1953. Pisałem o nim na poprzednim blogu. Przypomnę te wpisy wkrótce.

      Usuń