środa, 9 maja 2012

Smok Zza Lasu - odwiedziny



   Zima powróciła do Najjaśniejszej Krainy Naszej. Mróz chycił, wzbierające rzeki zatrzymując i groźbę zalania części jej territorium oddalając. Śnieg  z niebios sypnął i połacie ziemi szarej i brudnej, odwilżą obnażone, litościwie przykrył.
   Jam, wyprawą do Grodu Kraka znużon, od dni paru  z chałupy nosa nie wyściubiał, nadwątlone siły jadłem pożywnym i okowitą lecząc. Kobita chyłkiem po komorze się przemykała, wiedząc, że kiedym zmęczon i złaknion, lepiej w drogę mi nie włazić, a dogadzać bezpieczniej. I jużem prawie do siebie powracać począł, gdy nie dalej, jak wczora, kiedym gębę po strawie ocierał, włączenie skrzynki ze zwierciadłem magicznym zamiarując, aby wieści ze świata obejrzeć, ruch jakowyś przed chałupą słyszeć się dał. Jakoby przy wrotach ktoś stał, w deski poskrobując i pomrukując coś niezrozumiale. Kobita oczy ku górze wzniosła i zaklęcia mamrocząc w kąt na wypadek wszelki migiem się zaszyła, samego mnie na niepewne wystawiając.
   Złość mnie ogarnęła wielka, że ktoś spokój mój zakłócać się ośmiela. Pomstując, z ławy się zwlokłem i słuszne polano spod paleniska ująwszy, wrota rozwarłem. A tam, skuloną bestyję niewielką, śniegiem przysypaną ujrzałem i jużem zamachnąć się na nią zamiarował, kiedym Smoka Zza Lasu w niej rozpoznał. Ten, na kolana padł, łapy ku mnie wyciągnął i zajęczał błagalnie: - Wybacz, Waść, że nachodzić ciebie w siedlisku twoim się ośmielam, alem w rozterce i potrzebie wielkiej!
   Żal mi się bestyi zrobiło i chociażem do końca w czystość intencyj jego nie wierzył, miejsce przy palenisku wskazałem. Widząc, że z zimna się trzęsie, na kobitę huknąłem, aby przemoczoną opończę z niego ściągnęła i do gorzelników po okowitę na jednej nodze skoczyła. Owoż migiem rozkaz wykonała i już w chwil parę nazad w chałupie się stawiła, niby poleceń dalszych wyczekując, a tak naprawdę uszu nadstawiając, bo wieści wszelakich łasa była.
   Smok trząść się przestał, łapy nad paleniskiem ogrzał, kwartę okowity do pyska wlał i ślepia przymknął, z lubością po żywocie się gładząc. - Napój przedni, aqua vitae nie przymierzając - wymruczał, po komorze się rozejrzał. - Dobrze tu sobie żyjesz, Waść, bezpiecznie, kłopotów nijakich na łbie nie masz. A ja, z życiem cięgiem się borykam. Co rusz przeciwności jakieś na drodze mi stają. Owoż, Komisyja Kraju Ościennego, odnośnie rozbicia się kuzyna mego vere dictum niespodzianie nasłała. Winę całą na niego zrzuciła, gadając, że latać okazyję miewał rzadką i doświadczenie w siadaniu na glebie w aurze niesprzyjającej miał mierne. Nie bacząc na to, polecieć się ważył i pochopnie osiąść próbował… 
   Smok przerwał, okowity popił, łzę ze ślepia biegnącą otarł -  W krainie ruchawka wielka. Jedni vere dictum pochwalają, a inni zdrady i pohańbienia smoczej dumy naszej się dopatrują. Koteria Moja krytykę Krainy Naszej za uległość wobec Kraju Ościennego wytacza. Boż to mord był jawny. Podstępnie mgłę postawić kazano, na dobitkę błędne sygnały kuzynowi dla zmylenia wysyłając. Gdybym to ja ster władzy dzierżył, już dawno włodarzy Kraju Ościennego na udeptaną ziemię bym wyzwał - tu Smok z ławy się poderwał i łapami w pierś się walnął, gary nad paleniskiem rozchybotując. Widać, okowita swoje zrobiła. Usadziłem go nazad, aby szkody jakowejś nie uczynił.
   - I co począć zamiarujesz? - spytałem, widząc, że pomiarkował się nieco.
   - Koteria Moja myśl o Komisyi Niezawisłej rzuciła. Nawet już druha swego, o ślepiach wydatnych i błędnych nieco, wraz z białogłową o obliczu zadziwionym i tajemnym, w układach z krainami biegłą, za Wielką Wodę w tym celu wysłała. Niestety, z niczem wrócić im przyszło. Zarządca Krainy Zza Lasu, naciskom Koterii Mojej ulegając, do IDAO o pomoc się zwrócił.
   - A cóż to takiego? - spytałem, zadziwiony wielce.
  - International Dragon Aviation Organization - zabełkotał, w osłupienie mnie wprawiając. - Międzykrainowa Organizacja Lotów Smoczych, jeśli Waść języka ludu za Wielką Wodą żyjącego nie pojmujesz. Ale ta invigilare odmówiła, tłomacząc, że kuzyn mój w delegacyją nie prywatnie, a jako officialis się udał. A teraz, Koteria Moja do lotu próbnego doprowadzić chce, aby rozbicie kuzyna mego na okoliczność możliwości poderwania się znad ziemi, aby cało ujść, w praktyce przerobić... Powiem Waści, że życia swojego pewien nie jestem, bowiem jeno ja jeden z familiji naszej się ostał. Pewnikiem mnie lecieć każą, bo kondycyi jestem do kuzyna mego podobnej. Dlatego błagam, ukryć mi się u siebie Waść pozwól, czas zły przeczekać ułatw!
   Smok za łeb się chycił, rozszlochawszy się mocno. Ślozy po pysku mu ciekły, na klepisko opadając i pod wrotami kałużą wielka się gromadząc. Kobita ze szmatą i szaflikiem na kolana się rzuciła, chałupę przed zalaniem ratując, a ja Smoka Zza Lasu, okowitą odurzonego, na podwórzec wywlokłem i do komórki z polanami wcisnąłem. Niech bestyja za dni parę do siebie dojdzie.

5 komentarzy:

  1. jak zwykle kobieta w cieniu ;-((( :-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie odcinek,w którym wyjdzie z cienia...

      Pozdrowienia

      Usuń
    2. mam nadzieje, ze nie jak cma do swiatla, bo to tez sie zle skonczy ;-) pozdrawiam

      Usuń
  2. Witaj
    Przeczytałam dzielnie opowieść o smoku, choć to dopiero ranek :) najlepiej takie historie czytać późnym wieczorkiem, co by strach się bać :)
    Słonecznie pozdrawiam znad porannej kawki :)

    OdpowiedzUsuń