niedziela, 20 maja 2012

Smok Zza Lasu - Rezydent



   Smok Zza Lasu na dobre w obejściu moim się zagnieździł. Drewutnię, w której przez dni parę do siebie dochodził, opuścił i furt w chałupie przesiadywać zaczął. Raz tylko z zagrody wychynął, aby na Trakcie Królewskim obrządki żałobne, przez jedną z Koteryj przed siedzibą Włodarza Krainy Naszej odprawiane, obserwować, wzorca w nich dla siebie upatrując. A gdym zagadnął, kiedy do Krainy Swojej powrócić myśli, odparł, wzdychając smutno: - Wiem, że gościnności Waści nadużywam, ale pozwól mi pozostać tu jeszcze przez czas jakiś. Przez posłańców wieść rozniosłem, że boleść mnie ogarnęła wielka i co najmniej przez miesiąc i pół kurować się muszę.
   - Niemoc cię wzięła jakowaś, Smoku Zza Lasu? A może to z tęsknoty na zdrowiu podupadać żeś począł? Zaraz kobitę na jednej nodze do babki poszlę, aby medicinum na nostalgię jakoweś przyniosła.
   Smok rozejrzał się wokół i pysk do ucha mi przystawił - Nie kłopocz się, Waść. To fortel jeno. Do Krainy wracać mi nie spieszno. Owego lotu próbnego, co go Komisyja wykonać zamiaruje, uniknąć chcę. Toż to pomysł głupawy, do niczego nie prowadzący, a życie moje na szwank wystawia.
   Racji w tej materii odmówić mu nie mogąc, panoszenie jego przeczekać postanowiłem, mimo że kobita moja okiem przyjaznym łypać na niego poczęła. Giezło haftowane przyoblekłszy, com jej jako gościniec z Grodu Kraka przywlókł, kąski smakowite co rusz przed pysk mu podsuwała, okowitą na dodatek obficie racząc. Przez czas jakiś obojętnie do tegom podchodził, ale widząc, że coraz bardziej cholewki do niego smali, z interventio uznałem za stosowne wystąpić, aby do porządku ją przywołać.
   - Cóżeś to, poćpiego jedna, szaleju się najadła, alibo lubczyku jakowegoś? - rzuciłem godnie, status swój w chałupie podkreślając. -  Po rozum do głowy pójdź. Lata przeszłe na tobie widać, a jako młódka tyłkiem przed gościem kręcisz, spokoju mu nie dając.
    Ta ślipia opuściła i pokraśniała nagle, za szmatą gębę kryjąc.
   - A widzisz, srom cię ogarnął, babo bezwstydna! Stuknij się w ten czerep pusty i mężem swoim bardziej sie zajmij. Już razy kilka, kiedym pod derką obłapywać cię poczynał, w sen głęboki niby zapadałaś. 
   Nie wiem, co z przemowy mojej w głowie się jej ostało, ale odtąd po kątach chlipać poczęła, pod spojrzeniem moim się kuląc.
   Szczęściem Smok, okowitą oszołomion, do przyjęcia jej duserów nie był skory. Za to ślipiem rozmarzonym za rysiem,  com go osieroconego z boru przygarnął, wodzić zaczął. Na kolana go brał, głaskał czule, z okolicznych zarośli zwierzynę drobną mu przynosił, leniwym i nieskorym do polowania czyniąc. Gryzonie po obejściu zaczęły harcować, pod nosem niemal mu się przechadzając. Na dobitkę. karaczanów plaga sie pojawiła, bo Smok konszachty z Krainą Zza Lasu utrzymywał, co raz posłańców tam wysyłając i z niej przyjmując. Masa ich szparą pod wrotami do chałupy się wciskała. Kobita w popłoch wpadła, miotłą próbując je wytłuc i kto wie, czy w gorliwości swojej któregoś nie ubiła. Smok, widząc to, na wszelki wypadek w drewutni salę do audientia wyrychtował. Wrota kołkiem zapierał i konferencyje długie prowadził. A kiedym dociec próbował, nad czym tak ciągle deliberują, minę tajemniczą zrobił i pary z pyska puścić nie chciał. Dopiero, przy okowicie półgębkiem napomniał, że obchody rocznicy śmierci kuzyna swego w oppositio do rządowych przygotowuje, aby na ich celebrację w czas odpowiedni być może do Krainy powrócić. 

2 komentarze: