Śmierć zabiera wszystkich, kiedy nadejdzie czas, bez względu na ich pozycję społeczną, stanowisko, majątek, przekonania, działalność polityczną, ich zasługi, błędy, akty miłosierdzia i przestępstwa.
W piątek pochowano gen. Wojciecha Jaruzelskiego. W latach 50, 60 i 70 pojawiał się zawsze na dalszym planie, jako tło dla komunistycznej elity władzy i partyjnych bosów. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że w przyszłości odegra tak fatalną rolę w historii Polski. Przeżyłem stan wojenny, a potem prawie dekadę straconą dla naszego kraju, w tym dwa etapy "reformy gospodarczej", wymyślonej naprędce przez Jerzego Urbana podczas jednej z jego konferencji prasowych. Obserwowałem później 25 lat infamii generała, oceniając ją jako mu należną, lecz jednocześnie, jak przystało na chrześcijanina, czując zwykłe ludzkie współczucie dla osoby, która popełniła błędy i której przyszło teraz za to odpokutować.
Wbrew temu, co sądzą hałaśliwi, niepotrafiący uszanować majestatu śmierci, przeciwnicy pochowania go na Wojskowych Powązkach, spoczął we właściwym miejscu. Grób generała znalazł się w kwaterze C6, w północno-wschodniej części cmentarza, na prawo od Alei Głównej. Jest to rejon, w którym pochowano żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, Armii Ludowej i komunistycznych działaczy. Stoją tam sarkofagi Bolesława Bieruta i Juliana Marchlewskiego. W sąsiedztwie kwater żołnierzy I Armii Wojska Polskiego i Armii Ludowej leżą wysocy oficerowie i dygnitarze z czasów PRL-u. Komunistyczna elita ma tam swoją aleję zasłużonych. Pochowano przy niej gen. Wsiewołoda Stażewskiego, szefa sztabu I Armii WP, gen. Aleksandra Kokoszyna, szefa służb specjalnych PRL, a także gen. Bolesława Kieniewicza, dowódcę Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego. Obok sarkofagu Bolesława Bieruta leży gen. Zygmunt Berling, pierwszy dowódca I Armii WP.
Nie byłem na pogrzebie, ale obserwowałem tę ceremonię w telewizji. Zrobiłem też kilka zdjęć z ekranu telewizora.