piątek, 14 sierpnia 2015

Nadupał

Oj nadupał, nadupał - wytrzymać nie można. Nawet się nie chce człowiekowi ruszyć z fotela, czy zrobić coś, na przykład wykrzesać z siebie minimum aktywności, a co dopiero włączyć komputer i mokrymi od potu palcami gładzić mysz, która dostaje mdłości, czy stukać w klawiaturę, podstępnie podsuwającą nie te klawisze, które chciało się nacisnąć.
Od czasu do czasu zaglądałem do pokoju, gdzie wegetuje maszyneria, błagająca mnie, abym ją uruchomił, ale nieczuły, wymykałem się chyłkiem, usiłując zagłuszyć wyrzuty sumienia.
I tak zeszło ponad miesiąc od moich urodzin...
Jednak nie traciłem czujności, i kiedy temperatura nieco spadała, wychodziłem na balkon, aby sprawdzić, jak ten spocony świat sobie radzi.
Tu i ówdzie przemykała mucha kretynka z udarem cieplnym, ptaki łaziły dziobiąc żółtą trawę, w bezsensownej  nadziei znalezienia jakichś wysuszonych robaczych zwłok, kwiaty żebrały o odrobinę wody. Nawet kasztanowcowiaczek przestał żreć liście. A słońce bezwzględne pastwiło się nad ziemią i wszystkim, co na niej żyje...

Jedno stworzenie jednak na przekór wszystkiemu pławiło się rozkosznie i leniwie w nienasyconych promieniach.


Rozwalone bezczelnie, grzało brzuszysko, nie zważając na uwierające go w głowę elementy wieszaka niegdyś podtrzymującego skrzynkę na kwiaty.

Drugie też próbowało to robić w pewnym oddaleniu, ale nie mając tyle szczęścia, widocznie za bardzo przypominając wysuszone kocie zwłoki, bowiem wabiło głodne sroczysko.


Krążyło wokół sroczysko, krążyło, chcąc dziobnąć sobie smakowite danko. A kocisko odganiało się, nie zmieniając pozycji.


A może sroczysko to chciało nakarmić pisklę, podfruwajkę z niewyrośniętym do końca ogonem, które wylądowało na sąsiedzkim balkonie?
   

Być może...

A na moim zakwitł na przekór wszystkiemu kaktus jednej nocy.


Zdążyłem sfotografować go nad ranem, zanim zwiesił głowę...