środa, 31 października 2012

Wzruszenie


Niedawno obchodziłem 46 rocznicę ślubu... hej!!!

Z tej okazji wyruszyłem w podróż sentymentalną po albumach. Z łezką w oku przeglądaliśmy z Małżonką Mą setki, setki zdjęć, dokumentujących Nasze Wspólne Pożycie.
 
I oto...
 
Już, już zamierzaliśmy schować albumy na półkę, kiedy z kart jednego z nich wypadła fotografia. Podnieśliśmy ją z podłogi i ze zdumieniem stwierdziliśmy, że jest to zdjęcie z naszego ślubu!!! Zniknęło ono jakiś czas temu podstępnie. Szukaliśmy go bezskutecznie wiele razy i w zasadzie już pożegnalismy się z nim, kiedy właśnie teraz....

Może to z powodu Halloween?

Oto ono:



Ech,wzruszyłem się ci ja!!!

Lata lecą, a my wciąż tacy sami!!!

niedziela, 28 października 2012

Zimka, zimka!!!

Sypnęło obficie. A wydarzyło się to Anno Domini 2012, w sobotę, 27 dnia miesiąca października.
Naród nieświadom nadciągającego wybryku natury, jak zwykle domostwa opuścił, w gonitwie dnia powszedniego, nieprzygotowany w obuwiu i odzieży wierzchniej. Na domiar złego rzadko który zimowe obręcze na wozy swoje u kowala wyrychtował.
 
Ja też w tłumie tym znalazłem się, ale komfort wielki miałem, bowiem u wróża wcześniej dowiedziawszy się co grozi, koła odpowiednie do przepowiedni dnia poprzedniego założył. Tak więc wieczorem późnym, w zadymce, bez ryzyka do chałupy powróciłem.
 
A rankiem późnym, przesunięciem czasu ogłupiały, z łoża się zwlokłem i jak wryty przed oknem stanąłem, oczom swoim zapuchniętym od marzeń sennych nie dowierzając.
 
    
 
 
 

Ach, Panie na Niebiesiech, pięknym ten świat stworzyłeś!!!



piątek, 26 października 2012

Wojciech Jaruzelski. Podróż na Daleki Wschód 1986

Jak zauważył Hipokrytes w swoim komentarzu do mojego ostatniego wpisu, odbyłem też min. podróż z Wojciechem Jaruzelskim w 1986 r.  Pisałem o tym na moim poprzednim blogu.
Przytaczam poniżej fragment tego wpisu, nieco uzupełniony, dodając kilka wybranych, zrobionych przeze mnie zdjęć.
Zdjęci te pstrykałem wysłużoną lustrzanką Exacta Varex. Poczciwy aparat spoczywa sobie teraz głęboko  w szafie i wspomina czasy, kiedy towarzyszył mi wielu podróżach.
 
"Byłem też w załodze, wiozącej Wojciecha Jaruzelskiego w jego podróży do Irkucka, Ułan Bator, Phenianu i Pekinu w 1986 roku. Przejęliśmy  samolot w Nowosybirsku, dokąd pilotowała go inna załoga. Jaruzelskiemu towarzyszyła jego córka. Głównym celem tej podroży był Phenian. Wizyta tam miała uroczystą oprawę oficjalnej wizyty państwowej. Na cześć Wojciecha Jaruzelskiego, zorganizowano okolicznościowe widowisko na stadionie w Phenianie. Specyfika jego polegała na tworzeniu zmieniających się często, kolorowych żywych obrazów, animowanych przez setki ludzi, siedzących w specjalnie do tego przeznaczonym sektorze. Widowisko niepowtarzalne i niespotykane w kulturze europejskiej.
Wojciech Jaruzelski nazywany był tam w oficjalnych środkach przekazu "Jutrzenką znad Wisły", a Kim Ir Sen "Wielkim Wodzem".
 
Cała podróż odbyła się oczywiście na niezawodnym samolocie TU 154 M, których flota w PLL LOT była dopiero tworzona. Przy okazji tego rejsu, przetarliśmy szlak do Pekinu. Wkrótce LOT otworzył regularne rejsy na tej linii, obsługiwane przez TU 154 M."
 
Oto część zdjęć:
 


Powitanie na lotnisku
 


Portret Kim Ir Sena terminalu lotniskowym
 
 
Wioska Mangyondae pod Phenianem, gdzie urodził sie Wielki Wódz. Teraz skansen i cel wycieczek.
 
 
To się wydarzyło w tym domu
 
 
Widowisko na stadionie
 
 
 
Jutrzenka Znad Wisły i Wielki Wódz
 
 
Też
 
 
Niech żyje...
 
 
Krakowiacy (a gdzie górale?)
 
 
Znowu Wioska!


czwartek, 18 października 2012

Rocznica

Kilka dni temu obchodziliśmy 34 rocznicę wyboru kardynała Karola Wojtyły na Papieża.
 
Akurat wróciłem z kolejnego lotu i obserwowałem tę uroczystość na ekranie kolorowego telewizora marki "Thompson" . Telewizor ten, co prawda kupiony za łapówkę, był świadectwem epoki Gierka, która wniosła w szarość komunizmu złudne poczucie zmian na lepsze.
Rządy Gierka zmagały się już  wówczas ze śmiertelną zadyszką. Wyniesienie polskiego kardynała na Stolicę Piotrową niebawem  okazało się dla nich  gwoździem do trumny.
 
Ciesząc się razem z innymi, nie przeczuwałem, że w niecały rok później, 10 czerwca, będę miał zaszczyt być członkiem załogi kokpitowej samolotu, odwożącego Ojca Świętego  z Krakowa do Rzymu na zakończenie Jego pierwszej pielgrzymki do Polski. Byłem wtedy instruktorem nawigatorem pokładowym TU 134 A z siedmioletnim stażem w PLL LOT i członkiem jednej z trzech doświadczonych załóg, mających uprawnienia do latania z tzw. VIPami.
 
W związku z tym niecodziennym lotem, wydany został informator, udostępniony wszystkim pasażerom znajdujacym się wtedy na pokładzie. Oto jego fragmenty:



 
 Informacja o mnie jest przedostatnia
 
 
 
Każdy członek załogi dostał album ze znaczkami, upamiętniający tę wizytę. Oto jego zawartość:
 


 
 
   
 
 

czwartek, 11 października 2012

Niemoc


Po parodniowej, jesiennej niemocy umysłowej (nawet ćwiczenia fizyczne jej nie zapobiegły), zaczynam odrabiać straty. Jeszcze w nocy męczył mnie sen, że jestem dżdżownicą, z trudem wydobywającą się na powierzchnię, i której było wszystko jedno gdzie i w jaki sposób załatwia swoje potrzeby fizjologiczne. Ale już nad ranem mój pęcherz zaalarmował mnie, że oczekuje decyzji, co ma robić. Przez moment pławiłem się w uspokajającej pewności, że mam na sobie pampers. Na szczęście, odradzające się szare komórki kazały mi sprawdzić, czy mam rację.
 
NIE MIAŁEM!
 
Nie było jeszcze za późno. Wyskoczyłem z łóżka i pognałem do łazienki, rzucając jednocześnie okiem na zegarek, którego wskazówki pogroziły mi, że już najwyższy czas iść do szkoły. Na domiar złego, podejrzanie przypominająca moją matkę żona krzyknęła za mną, że trzeba kupić chleb. Ubrałem się więc szybko, dziwiąc się trochę, że to, co zakładałem, wcale nie było na mnie za duże.

Czyżbym aż tak wyrósł?
 
 
Po drodze do piekarni mijałem szkołę i już miałem wejść na jej dziedziniec, kiedy mój szybki rozwój pozwolił mi zreflektować się, że skończyłem ją jakiś czas temu. W tym przekonaniu umocnili mnie dwaj chłopcy, którzy szli za mną, wcale nie uważając mnie za kolegę. Z zapałem rozmawiali o sportach walki i o sposobach ich praktycznego zastosowania. Na wszelki wypadek, przyspieszyłem kroku, snując dojrzałą refleksję, że za MOICH CZASÓW nasze zainteresowania biegły w całkiem innym kierunku.
 
W podstawówce, ja i moich dwóch przyjaciół, zrzeszeni w Tajnym Związku Trzech,  wybieraliśmy się w kosmos. Gazeta "Świat Młodych" kompletowała załogi kosmiczne do lotu na Marsa. Warunkiem było zaprojektowanie rakiety i zameldowanie do Bazy naszej gotowości. Rakieta nazywała się "Kometa" i wyglądała, jak poniżej:




Ja, ksywa "Pyszczek", byłem astropilotem i astrokonstruktorem, Andrzej, ksywa "Jancza", astrolekarzem i astronomem, a Rysiek, ksywa "Kikcio", astronawigatorem i astroprzyrodnikiem. Wysłaliśmy do Bazy następujący meldunek: "Halo Baza... Halo Baza... Tu mówi załoga Komety. Wraz z listem przesyłamy plan naszej rakiety. Nasza załoga nie jest jeszcze wciągnięta na listę Bazy. Podajemy skład załogi (i tu następowało wymienienie imion, nazwisk i funkcji). Pragniemy jechać na Marsa. Czy koniecznie trzeba przysłać fotografie? Czekamy na instrukcje".
 
Nie udało nam się wówczas polecieć. Akcja z jakichś powodów utknęła w martwym punkcie. Jednak przyjaźń pozostała. Do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt.
 




środa, 3 października 2012

Jesiennozimowa kondycja


Chwilowo odrywam się od wspomnień i liryki, aby powrócić twardo na ziemię.
 
Lata lecą - jak by tu zachować kondycję w okresie, kiedy raczej chciałoby się zapaść w zen zimowy?
 
Oto, do czego doszedłem drogą wieloletnich badań i obserwacji:
 
Jesień i zbliżająca się zima, to okres stagnacji i naturalnej niechęci do nadmiernej aktywności. Jesienią, organizm w atawistyczny sposób dąży do wyhamowania i zgromadzenia zapasów. Zapasy mają mu zapewnić odpowiednią ilość kalorii do przetrwania zimowych miesięcy, a wyhamowanie, to nic innego, jak przygotowanie do zimowego snu. Z różnych powodów nie możemy pozwolić sobie na zaśnięcie i obudzenie się dopiero na wiosnę. Z reguły więc kompensujemy to sobie wykorzystaniem skłonności organizmu do gromadzenia zapasów. Z zapałem godnym sadomasochistów, wchłaniamy olbrzymie ilości pokarmu, by potem z westchnieniem rozkoszy zagłębić się w fotel przed telewizorem, z wysuwającą się z rąk gazetą w częstych momentach zapadania w drzemkę. Tłuszcz odkłada się intensywnie, tu i ówdzie przybywa nam ciała, a nogi stają się organem szczątkowym.

O ile młodzi ludzie mogą sobie na tę słabość względnie bezkarnie pozwolić, to w "pewnym" wieku, staje się to niebezpieczną pułapką. Wiem to z autopsji. Należę już do dość zaawansowanej grupy wiekowej i mój organizm skwapliwie czeka, aby w dogodnej chwili starczo odpuścić sobie i zagłębić się w bezczynność dogłębną i dozgonną. Bronię się przed tym z mniejszą lub większą systematycznością. Wypracowałem sobie w tym celu zestaw ćwiczeń. Polecam je panom w moim wieku. Wraz z rozgrzewką, zajmują około 1 godziny. Należy je wykonywać 2 - 3 razy w tygodniu. Niezbędne do nich przyrządy, to deska o długości ok. 2 metrów, dwa stołki (mogą być kuchenne), dwie sztangielki po 8 kg i jedna nieduża sztanga, 15 kg. Wszystkie ćwiczenia wykonuje się z odciążeniem lędźwiowej części kręgosłupa (z reguły już sfatygowanej).

Rozgrzewka, typowa. Wymachy rąk, trucht, przysiady, pompki. Ćwiczenie 1 - klęcząc, z ręką opartą na stołku, podciągamy sztangielkę 5 x po 20 podciagnięć na każdą rękę. Ćwiczenie 2 - leżąc na wznak na desce, opartej na dwóch stołkach, podciąganie sztangi spoza głowy na wysokość klatki piersiowej, 5 x po 20 podciągnięć. Ćwiczenie 3 - leżąc na desce, jednoczesne wypychanie sztangielek do góry (w każdej ręce jedna), 5 x po 20 wypchnięć. Ćwiczenie 4 - leżąc na desce, rozkładanie i składanie wyprostowanych przed soba rąk, trzymając w każdej sztangielkę, 5 x po 20 ruchów. Po każdym zestawie ćwiczeń, trzeba wstać i rozluźnić mięśnie.

Oczywiście, należy zaczynać ćwiczenia początkowo od 5 x po 5 i stopniowo, w miarę nabywania kondycji, dochodzić do 5 x po 20.

Efekt murowany! Przypływ energii i optymizmu, młodzieńcza sylwetka bez mięśnia piwnego, utrzymanie odpowiedniej wagi, ciśnienia i tętna, odporność na zaziębienia.

A oto mój zestaw przyrządów (bez deski):
 
 
 Oczywiście, nie wolno zapominać o spacerach!!!!

Wskazana jest też jazda na rowerze - tym prawdziwym lub tym stacjonarnym. Ten drugi wariant można z powodzeniem połaczyć z ogladaniem telewizji:)))

No i, moi panowie, nie zaszkodzi poćwiczyć w parterze brzuszek!!!