sobota, 25 kwietnia 2020

Zamaskowany - Epizod 2

W dobie zamaskowania całego społeczeństwa, znacznie łatwiej jest poruszać się poza domem bez ryzyka, że się będzie kogoś rozpoznanym. To tak, jak na balu maskowym, tyle że nie karnawałowym, a raczej z okazji Halloween, zważywszy na kiepskie okoliczności.
Stwarza to pole do popisu dla różnego rodzaju cwaniaczków i drobnych kombinatorów lub przestępców, którzy mogą teraz legalnie wkroczyć np. do sklepu, czy do biura na stacji benzynowej i zażądać kasy.
W normalnych warunkach, widok zamaskowanego osobnika wzbudziłby co najmniej niepewność, a w skrajnych przypadkach, nawet panikę i paraliżujący strach. Wypróbowałem to dwukrotnie, jeszcze przed umieszczeniem na niej wizerunku, który prezentuję na załączonym zdjęciu. 
Wszedłem do piekarni. Byłem jedynym klientem, bo wpuszczano tylko pojedynczo. Stanąłem przed ladą i obwieściłem stanowczym głosem:
- Proszę się nie bać. To tylko napad!
Zapadła cisza. Wyzierające spoza maski oczy ekspedientki wyrażały jedynie bezmierne zdumienie. Poza tym, nic. Żadnej próby np. zawiadomienia w jakiś sposób tych, którzy stali przed wejściem w kolejce. Byli doskonale widoczni. Wystarczyłoby wykonać w ich kierunku rozpaczliwy gest.
Nie pozostało mi więc nic innego, jak kupić chleb i wyjść
Tego samego dnia, wchodząc do apteki, zastosowałem inną metodę, tym razem przewrotnie uspokajającą, z głębokim podtekstem. Także byłem jedynym klientem. W okienku, za szybą, zamaskowana farmaceutka. Stanąłem na przeciw, w odpowiedniej odległości i zastrzegłem głośno:
- To nie jest napad!
Tym razem, oczy kobiety wyrażały jedynie bezmiar politowania, świadczący o tym, że mi głęboko współczuje. Odczytałem listę lekarstw, które zamierzałem kupić i wycofałem się, jak niepyszny.

Po tych dwóch, pożałowania godnych próbach, postanowiłem umieścić na maseczce coś charakterystycznego, co zamiast zdziwienia, paniki, czy politowania wzbudziłoby chociaż odrobinę wesołości.
 A czy rzeczywiście wzbudziło? Okaże się przy następnym epizodzie.



środa, 22 kwietnia 2020

Zamaskowany. Epizod 1

Dzisiaj, po raz pierwszy zmuszony byłem do przebywania w tzw. przestrzeni publicznej, w warunkach nowych obostrzeń. Nakładają one w takim przypadku obowiązek zakrywania nosa i ust maseczką, lub jak to określono, innymi częściami garderoby (od razu nasuwa się pytanie, czy majtkami też). Nie odważyłem się jednak zastosować właśnie tej części garderoby, chociaż miałem na to wielką ochotę.  MTŻ wycięła mi gustowną chustkę, z otworami na uszy, zawiązywana z tyłu głowy. Do tego celu użyła niebieskawego materiału, używanego na fartuchy ochronne w szpitalach. Ja ozdobiłem ją malunkiem, przedstawiającym końcówkę nosa, oraz piękne czerwone, zmysłowe usta.
Wypróbowałem ją natychmiast, idąc do piekarni po chleb. Mijający mnie po drodze ludzie, w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Równie dobrze, mógłbym mieć na chustce cokolwiek innego. W piekarni, dziewczyny spojrzały na mnie w miarę neutralnie. Jedna zachowała potem nieprzeniknione milczenie, natomiast druga, w końcu odezwała się z powagą:
- Ma pan ładną chustkę.
- Trzeba jakoś urozmaicić sobie to szare życie - stwierdziłem. Skinęła potakująco głową.
Po raz drugi tego dnia, założyłem moją chustkę, idąc do Hali Mirowskiej. Wśród ludzi znowu nie wzbudziłem zainteresowania, co, muszę powiedzieć, trochę mnie zirytowało. Wszedłem do apteki. Miła pani spojrzała na mnie, zachowując nienaganną powagę. Złożyłem część zamówienia. Pani zniknęła na jakiś czas. Wkrótce, zamiast niej, pojawiła się inna, która udając, że czegoś szuka, obrzuciła mnie szybkim spojrzeniem, pokonując nagły uśmiech, i oddaliła się.
Poczułem się w pewnym stopniu usatysfakcjonowany. Prawdopodobnie, przysłała ja koleżanka, mówiąc: "Idź i zobacz, co ten facet ma na twarzy".
Potem, wróciła obsługująca mnie pani i sięgając na półkę, stwierdziła ze zdumieniem:
- O, to tutaj jest!.
Do końca zachowywała się tak, jakby malunek na mojej chuście był integralnym elementem mojej męskiej urody. Wysokiej klasy profesjonalistka.
Wdać, że naród jest albo bardzo opanowany i przyzwyczajony do wszelkiego rodzaju dziwactw, albo po prostu mocno przygaszony panującą sytuacją.


środa, 8 kwietnia 2020

Zakupy w czasie zarazy. Epizod 1

Postanowiłem przerobić w praktyce skorzystanie z przywileju, jaki przysługuje mi, jako osobie powyżej 65 roku życia. Premier Morawiecki bowiem, w swej trosce o zdrowie seniorów, zarządził, że w godzinach od 10.00 do 12.00 jedynie oni mogą dokonywać zakupów w sklepach.
Poszedłem więc do pobliskiej Biedronki. Była godzina 11.00. Przed sklepem spora kolejka oczekujących. Miejsce wyznaczone na kolejkę dla seniorów, puste. Rzuciłem okiem na tych stojących, aby pobieżnie określić ich wiek i doszedłem do wniosku, że skoro są tam, a nie tu, to żadne z nich nie przekroczyło 65 roku życia, zwłaszcza, że przygniatająca większość miała młode twarze. 
Ruszyłem więc do drzwi. Za sobą usłyszałem złowrogi pomruk:
- Tu jest kolejka!
Cofnąłem się.
- Przecież w godzinach od 10 do 12 zakupy mogą robić jedynie osoby powyżej 65 roku życia - zauważyłem głośno. Przez kolejkę przetoczył się pełen niedowierzania szmer.
- To pokaż pan dowód! - zażądał stojący na jej czele.
- Mam 76 lat! - odparłem hardo, dokładniej przyglądając się osobom w kolejce. Ten pierwszy z pewnością nie miał jeszcze sześćdziesiątki, natomiast pięcioro rzeczywiście mogło być w wymaganym wieku senioralnym.
- Tu jest informacja, że w godzinach od 10 do 12 mogą dokonywać zakupów jedynie osoby powyżej 65 roku życia - wskazałem przyklejoną do drzwi kartkę
Z ogonka oderwał się starszy facet i sprawdził, czy mam rację.
- To po co ja tam stałem - stwierdził i ustawił się na wyznaczonym dla seniorów miejscu. Trójka odważnych ruszyła za nim, natomiast kobieta, która powinna być pierwsza, została tam, gdzie była.
Tymczasem, ze sklepu wyszła jedna osoba. Znak, że następna mogła wejść.
- Niech pani idzie - kiwnąłem zachęcająco. Nie ruszyła się, widocznie mi nie dowierzając. Wszedłem więc ja.
Regulujący ruchem młody człowiek ze wschodnim akcentem, widocznie nie panował nad sytuacją, bo dotychczas wpuszczał każdego jak leci. Zwróciłem mu na to uwagę. Nie wiem, czy do końca zrozumiał, ale od tego momentu wchodzili już tylko ci, którzy w tych godzinach mieli do tego prawo. Prawdopodobnie, to już sami kolejkowicze pilnowali porządku.
Zdyzenfekowałem ręce płynem z umocowanego na ścianie pojemnika i założyłem jednorazowe rękawiczki, takie, jak dotychczas dostępne były tylko przy stoisku z pieczywem. Dalszy ciąg zakupów przebiegł bez zakłóceń.