Siedzę wieczorem sam jak palec. Siedzę, czas mija. Za oknem widzę ciemność. Łysy ukryty za chmurami. W telewizorze straszyli, że jutro deszcz i że będzie zimno. Chyba mają rację, bo po plecach łażą mi dreszcze. Chciałoby się włączyć chociaż jeden kaloryfer, ale wrodzona oszczędność podszeptuje, że to rozrzutność, która ciężko odbije się na kieszeni. Zarzuciłem więc na grzbiet wełnianą kamizelkę i stukam w wytarte klawisze, żeby się rozgrzać i jakoś zabić ten czas.
Za czterdzieści minut godzina duchów. Resztki włosów mi sie jeżą na myśl, że kiedy zmęczenie weźmie górę i powali mnie do łożnicy, osaczą mnie te przeróżne zjawy, czyhające tylko na zgaszenie światła.
Ktoś powie - stary jesteś a głupi. Ciemości się boisz? W duchy wierzysz? No i trafi w dziesiątkę, bowiem fobia ta wlecze sie za mną od dzieciństwa, podobnie jak strach przed psami. Kiedy byłem małą dziewczynką, czerń bez światła straszyła mnie ile wlezie. Wyobraźnia hulała, zakrywałem głowę kołdrą i zasypiałem czym prędzej. Kiedyś, pamiętam jak dziś, ocknąłem się w nocy i ujrzałem przed swoim łóżkiem wpatrzoną we mnie starą siwą panią. Kto to był, nie mam zielonego, a raczej bladego pojecia. Odwróciłem się do ściany, żeby stracić ją z oczu...
A kiedy na moje nieszczęście podrosłem już na tyle, żeby móc przynosić z piwnicy węgiel do pieca w pokojach i kuchni, to czynność ta przerodziła się w istną katorgę. Przemykałem ze świecą w ręku po krętych korytarzach piwnicznych, czując za sobą zamykajacą się ciemność. Cała metafizyczna historia starego domu waliła się na mój nieszczęsny kark.... A potem, kiedy już udawało mi się wydostać z czyśca, pozostawała mozolna wspinaczka po schodach, na szczęście oświetlonej klatki, z kubłem wypełnionym urobkiem. Lecz ostatnie piętro, na którym było nasze mieszkanie, tak naprawdę nie było ostatnie. Prowadziły jeszcze od niego w górę stopnie na strych, oczywiście pogrążone w gęstym mroku. A tam gnieździły się przeróżne stwory, dopadając mnie, jeśli szybko nie otworzyłem drzwi, aby ledwo dysząc wpaść do środka i zatrzasnąć je za sobą. Przysięgam, że słyszałem, jak straszydła z impetem odbijały się o nie i zawiedzione wracały na strych...
Tak, tak było moi mili.
A teraz siedzę w nowym domu, a stare powraca... Właśnie wybija dwunasta... Pocieszam się, że zdezorientowane duchy nie pojawią się jeszcze, bo to przecież wciąż godzina do przodu.
Ale na wszelki wypadek zostawię na noc zapalona lampkę z energooszczędną żarówką.