czwartek, 31 lipca 2014

UFF, ale upał.

Gdzie się podziały te normalne, polskie lata?

Pamiętam, a było to za zamierzchłych czasów, jeszcze  na początku drugiej połowy ubiegłego wieku,  (ale to brzmi, prawda?) chłodne czerwce, ciepłe i wilgotne lipce i gorące, suche sierpnie, ale z temperaturą max 25 w cieniu... Można było być pewnym z dokładnością 80 - 90 procent, że nie zdarzą się żadne klimatyczne anomalie, a jeśli już, to trwające krótko i niestanowiące corocznej reguły. Nie były potrzebne urządzenia klimatyzacyjne ani w mieszkaniach, ani tym bardziej w samochodach.

A teraz? Ludzie - tropik!!!! Ciężki do zniesienia upał, wysoka wilgotność i niedający wytchnienia cień. Czekałem jak na zabawienie na Anny, no bo jak wiecie - od świętej Anki chłodne wieczory i ranki, ale gdzie tam!!!  Nic lepiej, mądrość ludowa, proszę Was, zgłupiała nieco, ustępując pola igraszkom klimatycznym.
Może już gorzej znoszę upały, bo to "podeszły" wiek itd? Prawdopodobnie tak, mimo że inni moi równolatkowie czują się znacznie gorzej. Wychodzę jednak z tego obronną ręką, bo procentują moje młode lata, kiedy przez kilka lat pływałem na Afrykę Zachodnią oraz Zatokę  Bombajską i Bengalską, i do dziś mój organizm doskonale wie, co znaczy prawdziwy tropik i jak się w nim zachować. Wspominam  ciężką pracę w ładowniach przy mocowaniu ładunku w zaduchu i pyle, kiedy wychodziłem stamtąd oblany potem, jak wodą z prysznica...

Atmosferę tej pracy spróbowałem wtedy oddać w wierszu pt. SPOCENIE.

Zdejmuję powoli koszulę
mokrą od słonego potu

Jest chłodna i lepka
jak miękki rozgnieciony banan

Odrzucam ze wstrętem
na pokrytą zielona farbą
podłogę...

             nie potrzebowałem nawet
             odkręcać kranu
             po prostu zszedłem do ładowni
             w zaduch rozgrzanych ciał

             czekoladowe ramiona
             pracowały w rytmie
             wibrujących pieśni

            z męczącej jednostajności 
            wybuchał szał 
            podchwytywany przez
            kilkanaście krtani

           wilgotne dłonie
           wybijały takt 
           na beczkach z oliwą

           ku ciemniejącemu niebu
           unosił się okrzyk
           wabiący chłodem
           przedwieczornego ogniska 

          stałem w kleistym kurzu
          i patrzyłem
          jak spod znieruchomiałych worków
          sypie się cienkim pasmem kawa...

A teraz rozbieram się do naga
i zamykam oczy
pod pieszczotą strumyczków wody

Już dawno zapadł zmrok
i noc niosąca powiew chłodu

Aksamitne krople 
wędrują po mojej skórze
jak zapomniany dotyk
twoich palców


No cóż, rozmarzyłem się... Teraz proza życia zmusza mnie do uruchomienia wiatraka, TIP WP-1 zdielano w SSSR, kupionego właśnie w ZSRR w czasach, kiedy u nas nic nie było, oprócz octu. Produkt ten, z gatunku gniotsa nie łamiotsa, pracuje dzielnie aż do dzisiaj, hałasując nieco, ale wydajnie mieszając powietrze.


WSZYSTKIEGO NAJCHŁODNIEJSZEGO!!!!
  
  

niedziela, 13 lipca 2014

Niech żyje Siątka!!!

I stało się - stuknęła siódma Siątka!!!!

A ja? Nadal czuję się zdrowy, rześki, energiczny, wydajny i  głupi:))) Tak, jak bym miał Naście!!! I na dodatek jeżdżę już siódmy (nomen omen) dzień środkami komunikacji miejskiej ZA DARMO!!!

PEŁNIA SZCZĘŚCIA!!!!!!!

Nie mogłem się tego doczekać.

Na moje urodziny umknąłem wraz z MTŻ, gdzie? DO KRAKOWA!!!! Jedynego miasta, z którym byłbym w stanie zdradzić Warszawę.

Na urodzinowych obchodach:

Były fajerwerki.
(Kobietom tak na wszelki wypadek uwieczniłem jedynie ich ręce.) 


Prezenty


Oczywiście tort


Dmuchanie


Otwierany zaciekle szampan


No i relaks (Było potwornie gorąco)

A potem spacer po Krakowie




I zakupy.

W sklepie z herbatami


 I na... No gdzie?




A po powrocie do Warszawy (z małą przygodą, niestety - długa lora, wyładowana pniami drzew i przecinająca mi drogę w poprzek skrzyżowania - cudem uniknąłem zderzenia!!!) otworzyłem komputer, a tam, na Facebooku, mnóstwo życzeń!!!!

BARDZO DZIĘKUJĘ WSZYSKIM, KTÓRZY PAMIĘTALI  I TYM, KTÓRZY....(wiecie, spóźnione, ale serdeczne)