To kasztanami jesień się zaczyna,
i to ja, podstarzały chłopczyna,
wymyśliwszy tę sentencję,
wziąłem na na barki jej konsekwencję,
i poczłapałem, jak ten kiep,
pod deszcz kasztanów, spadających na łeb,
by w pewien jesienny poranek
zebrać ich parę łubianek,
pomruczawszy wprzódy z kotem,
siedzącym leniwie pod płotem.
Obłożyłem nimi mieszkanie.
Teraz neutralizują złe promieniowanie.
A z części, słuchając niemodnej muzyki,
zrobię zwierzątka i ludziki,
cofając się w zamierzchły świat
wczesnoszczenięcych lat.
To te kasztanowce.
Kot siedzi w prawym górnym rogu
Pierwszy urobek
zaniesiony do domu.
A POTEM JESZCZE KILKA RAZY W TE I WE WTE.