OCZYWIŚCIE NA DZIAŁCE!!!
I to na działce u Rodziny, która nas od czasu do czasu przygarnia.
Upał tak nieznośny, że pies padł...
Tymczasem, MTŻ, wykorzystawszy okazję, że pies siłą rzeczy przestał nas nagabywać, aby go bez przerwy pieścić, obierała jajka do chłodnika własnej produkcji (jajka oczywiście produkcji dzikiej kury)
Tak wyglądał na talerzach. Piszę wyglądał, bo go już niestety nie ma na tym świecie,
ponieważ został wkrótce bezlitośnie, żywcem pożarty (nie tylko przeze mnie, ale przez wszystkich tam obecnych).
Po chłodniczku, deser w postaci banana, który najlepiej smakował w pozycji mego odległego pra pra praprzodka.
Potem, wzorem mych praszczurów, opuściłem chatę, aby zapolować na coś, co by nadało się na wieczorny posiłek (pies obudził się, rozważając, czy warto mi towarzyszyć.)
Niestety, nie zdecydował się.
Zresztą, gruba zwierzyna pierzchała przede mną w panice. Pozostały kanapki....
OOOOCH, CO ZA PIĘKNE CHWILE!!!!