czwartek, 31 grudnia 2015

A oto wierszyk

A oto noworoczna rymowanka, która mi tak, ot tak, ni stąd ni zowąd wykluła się z nieco otępiałej głowy:

 Czas płynie, czas płynie
i tak sobie pływa,
raz dnia ubywa, a raz dnia przybywa
na barani skok.

Czy my chcemy tego, czy nie,
tak z nami pogrywa.
A my na to: niech żyje, albo: wiwat, wiwat!
Bo to Nowy Rok.

Już północ wybiła
i tak sobie bije,
a my się ze szczęścia ściskamy za szyje,
całując cmok, cmok.

W tym radości siła,
kto szampana pije.
A kto z nami nie tego, to go we dwa kije
albo łokciem w bok!!!

DO SIEGO ROKU!!!!!!

środa, 23 grudnia 2015

O rany!!!!

O rany!!!

Za oknem wiosna, 14 stopni ciepła, zielono, a tu trąbią w mediach, że jutro Boże Narodzenie. Nie do wiary!!!

A jednak. Kalendarz nie kłamie, mimo że MTŻ złapała się za głowę i z przerażeniem wykrzyknęła: 

Wojtek, zapomnieliśmy pójść ze święconką!!!  

Faktycznie, zapomnieliśmy, ale nadal pamiętamy, jak trzy lata temu (?) na Wielkanoc usiłowałem ubierać choinkę, bo za oknem śniegu było po kostki!!!

W każdym razie, bez względu na to, czy to  teraz Boże Narodzenie, czy Wielkanoc, życzę Wam wszystkim, Drodzy Zaprzyjaźnieni, miłych, zdrowych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, i na wszelki wypadek zamiast opłatkiem, dzielę się z Wami smaczną pisanką:)))



niedziela, 13 grudnia 2015

Miesiąc miodowy...

Czterdzieści dziewięć lat minęło i zaraz potem dopadła nas tzw. proza życia.

Los płata figle, ale jest w tym pewna prawidłowość, związana z upływem lat i przybywaniem ich na naszym osobisty koncie.

Kiedy człowiek jest młody, może spodziewać się szaleńczych  i radosnych dni, które zazwyczaj następują po zawarciu małżeństwa, podczas miodowego miesiąca. Ale po wielu, wielu latach wszystko się może zdarzyć... 

Wkrótce po naszej rocznicy, MTŻ wylądowała w szpitalu... Co prawda był to pobyt od dawna planowany i niosący nadzieję na ostateczne wyleczenie, ale... ale dochodzenie do zdrowia zbiegło się z wyjątkowo uciążliwą rekonwalescencją.  

Listopad minął jak burza, nawet nie wiem kiedy... Zaczął się grudzień i już błyskawicznie w kalendarzu trzynasty...  Wkrótce święta.

To było tutaj

Świetna opieka. Nie musiałem tego robić, ale skoro już byłem...
(Na łóżku widać owinięte po operacji stopy MTŻ)

MTŻ tylko na wózku


A w domu powitały nas kwitnące w listopadzie grudniki.
Umilają rekonwalescencję.



wtorek, 27 października 2015

Wybór

25 października naród dokonał wyboru...

A ja dokonałem wyboru 49 lat temu, też 25 października, ale Roku Pańskiego 1966.

Czterdziestodziewięciolecie!!!!
To nie żadne ecie pecie
przeżyć tyle razem, jak wiecie.

Czy często na świecie
zdarza się to mężczyźnie i kobiecie?
Albo, co budzi niechęć niewąską,
innym związkom?

Chyba nie, tak sądzę.
A może błądzę?

W każdym razie, ram tam tam,
udało się właśnie nam!!!!!


sobota, 17 października 2015

Szara uga

Za oknem szara uga,
Szykuje się jesień długa,
A ja ciągle mam w głowie,
 weekend w Krakowie!!!

To było dwa tygodnie temu. Piękne słońce i ciepło. Wspaniałe warunki na spacer po mieście.
Nieco przydługi wjazd do Krakowa potraktowaliśmy jak wesołą anegdotkę (chociaż lekki uszczerbek na mej męskiej dumie pozostał).

W sobotę, jak zwykle podczas pobytu w Krakowie, wybraliśmy się Kleparz. Tym razem jednak po raz pierwszy byliśmy na Nowym Kleparzu.



Nic tam nie kupiliśmy, więc postanowiliśmy przenieść się na Stary. Do naszej decyzji przyczyniło się trochę bliskie sąsiedztwo więzienia na Montelupich.

Na szczęście, nie niepokojeni przez nikogo, dotarliśmy na miejsce.

A tam, jak zwykle, szaleństwo serowe.

Piękne grzyby na wszelki wypadek ominęliśmy.

Tym razem sąsiedztwo budziło zuuuuuuupełnie inne skojarzenia.

Powrót przez Plac Szczepański.

Z przystankiem przy Bunkrze, lecz bez wchodzenia do niego, a w celu odwiedzenia sąsiadującej z nim galerii, w której można było bezkarnie skorzystać z WC.

A w niedzielę - kultowa wycieczka na Wawel.


I tradycyjne podstymulowanie się nad czakramem wawelskim. Miejsce skrzętnie zastawione tablicą, aby za dużo chętnych nie brudziło dłońmi ściany.

No i koniecznie podziwianie krużganków.

Droga powrotna przez bramę, nad którą góruje pomnik Kościuszki.

No i ten widok wychodków królewskich!!!- Ta krótsza wieża po lewej stronie.

Nie omieszkaliśmy też wpaść na przednią kawę. Gdzie, domyślcie się sami.

Dla ułatwienia jeszcze jedno zdjęcie.

A w Warszawie tymczasem zakwitł kaktus jednej nocy, po raz pierwszy wypuszczając trzy kwiaty jednocześnie.

wtorek, 13 października 2015

Koniec lata

NO TO, MOI DRODZY TAK -
JESZCZE JEDNO LATO TRAFIŁ SZLAG,
ALBO SUMMER LUB LIETO,
JAK KTO WOLI.
I CHOĆ NIE BAWI MNIE TO,
TO NIE BOLI.

No bo jak ma boleć, skoro to lato nie było zbyt przyjazne; te tropikalne upały, wykańczające, przerywane gwałtownymi spadkami temperatury.
Dlatego z nadzieją patrzę na jesień, która z pewnością tradycyjnie będzie i polska i złota. A potem zima, która spowoduje, że znowu zatęskni się za wiosną i latem. I tak w kółko - dookoła Wojtek:)))

Postanowiliśmy z MTŻ wykorzystać poprzedni weekend, kuszący ciepłem i słońcem, i wybraliśmy się na parę dni do Krakowa, aby jak co roku odwiedzić zagnieżdżoną tam Rodzinkę. Wpakowaliśmy się w samochód i dzielnie ruszyliśmy nowym łącznikiem, omijającym Raszyn i Janki, aby przetestować budowaną trasę szybkiego ruchu przez Radom i Kielce. Gotowe już odcinki i szeroki zakres robót na następnych budził nadzieję na rychłe przedłużenie tej trasy. Jechaliśmy sobie spokojnie i komfortowo, wiedząc jednak że końcowy etap podróży zakończy się zakorkowanym jak zwykle wjazdem do samego Krakowa. Nie obawialiśmy się go jednak, gdyż pokonując już go kilkakrotnie, zawsze docieraliśmy na miejsce bez zbytnich utrudnień -  Al. 29 listopada, potem w prawo na estakadę, gen. Rozwadowskiego, Opolską do ronda Ofiar Katynia i Na Błonie.
Tym razem jednak było inaczej.
Przed wjazdem na estakadę gigantyczny korek. Ruch ślamazarny, noga za nogą. Nie wróżyło to dobrze.
"Jedziemy prosto, przez skrzyżowanie pod wiaduktem. Już raz jechaliśmy tędy wyjeżdżając do Warszawy", zadecydowałem."Wyskoczymy w ten sposób na Al Trzech Wieszczów, a potem w prawo na Na Błonie". "Jak chcesz", stwierdziła niechętnie MTŻ, "Pamiętaj, że nie znamy Krakowa". "Trafię bez problemu", odpowiedziałem dzielnie. Była godzina 15.00.
Po przedarciu się przez skrzyżowanie pod wiaduktem, nagle znaleźliśmy się przy wjeździe na parkingi nowo wybudowanego dworca. Jakim cudem, nie wiem. Pokręciliśmy się w kółko na rondzie, po czym zadzwoniliśmy do kuzyna po ratunek. "Gdzie jesteście?", spytał z niedowierzaniem. Przedstawiłem mu naszą sytuację. "Muszę spojrzeć na plan miasta", powiedział, "Nie jeżdżę samochodem, a w tym rejonie sporo się działo. Tymczasem jedźcie na Chyżne".
Z ronda jedyna szersza arteria prowadziła pod wiaduktem, który jakimś cudem tam się znajdował. Wcisnęliśmy się więc w nią i pokonując narastające korki ruszyliśmy prosto, usiłując odczytać, na jakiej ulicy jesteśmy. "Wita Stwosza, Lubomirskiego", odczytywała MTŻ. Alei Trzech Wieszczów ani śladu. "Rondo Grzegórzeckie, Al. Powstania Warszawskiego, Kotlarska....". "Cholera!", krzyknąłem, "Co to za most? Dzwonimy do kuzyna". "Źle jedziecie", stwierdził, analizując plan miasta, "Jesteście na moście Kotlarskim. Musicie zawrócić do ronda Grzegórzeckiego, a z niego w Grzegórzecką i prosto, aż do Dietla. Z Dietla wjedziecie na most Grunwaldzki. Wiecie, gdzie to jest? To obok osiedla, gdzie mieszka ciotka. Z ronda w prawo w Konopnickiej, na most Dębnicki i już będziecie na Alei Trzech Wieszczów. A dalej chyba już wiecie". "Wiemy", odpowiedziałem, "ale to potrwa, cholerne korki, jedziemy noga za nogą". MTŻ spojrzała na minie wymownie: "Gdybyśmy pojechali jak zwykle, już dawno bylibyśmy na miejscu".
Zacisnąłem zęby, usiłując opanować chęć pozostawienia samochodu gdziekolwiek i panicznej ucieczki, co zawsze ogarnia mnie, kiedy poruszam się w koszmarnych korkach.
W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Była godzina 16.00.
"W czym tkwił błąd?", spytałem kuzyna, już po obiedzie i rozluźniających paru lampkach wina.
"Spójrz na plan", powiedział, "Po przejeździe przez pierwsze skrzyżowanie, powinieneś był pojechać prosto przez wiadukt, a ty skręciłeś w prawo i znalazłeś się na dworcu..."
Jasne, prawda?


niedziela, 6 września 2015

Byliśmy, a jakże....

Spełniłem swoją obywatelską powinność (kiedyś określano to jako obywatelski obowiązek):)))

Udałem się wraz z MTŻ do Obwodowej Komisji Referendalnej i narysowałem X-y w odpowiednich kratkach.

  
Nastrój w Komisji luźny, powiedziałbym nawet wesoły. Tłoku nie było. Za nami pojawiło się parę osób reprezentujących młode pokolenie - poczuliśmy się nieco staro i wapniakowato, ale za to dowartościowani, dając im swoją obecnością do zrozumienia, że nie tylko od ich głosów zależy powodzenie tego wydarzenia. Niech sobie nie myślą:)))

Po wyjściu poczułem nagły przypływ uczuć do MTŻ, czemu dałem wyraz:

   

piątek, 14 sierpnia 2015

Nadupał

Oj nadupał, nadupał - wytrzymać nie można. Nawet się nie chce człowiekowi ruszyć z fotela, czy zrobić coś, na przykład wykrzesać z siebie minimum aktywności, a co dopiero włączyć komputer i mokrymi od potu palcami gładzić mysz, która dostaje mdłości, czy stukać w klawiaturę, podstępnie podsuwającą nie te klawisze, które chciało się nacisnąć.
Od czasu do czasu zaglądałem do pokoju, gdzie wegetuje maszyneria, błagająca mnie, abym ją uruchomił, ale nieczuły, wymykałem się chyłkiem, usiłując zagłuszyć wyrzuty sumienia.
I tak zeszło ponad miesiąc od moich urodzin...
Jednak nie traciłem czujności, i kiedy temperatura nieco spadała, wychodziłem na balkon, aby sprawdzić, jak ten spocony świat sobie radzi.
Tu i ówdzie przemykała mucha kretynka z udarem cieplnym, ptaki łaziły dziobiąc żółtą trawę, w bezsensownej  nadziei znalezienia jakichś wysuszonych robaczych zwłok, kwiaty żebrały o odrobinę wody. Nawet kasztanowcowiaczek przestał żreć liście. A słońce bezwzględne pastwiło się nad ziemią i wszystkim, co na niej żyje...

Jedno stworzenie jednak na przekór wszystkiemu pławiło się rozkosznie i leniwie w nienasyconych promieniach.


Rozwalone bezczelnie, grzało brzuszysko, nie zważając na uwierające go w głowę elementy wieszaka niegdyś podtrzymującego skrzynkę na kwiaty.

Drugie też próbowało to robić w pewnym oddaleniu, ale nie mając tyle szczęścia, widocznie za bardzo przypominając wysuszone kocie zwłoki, bowiem wabiło głodne sroczysko.


Krążyło wokół sroczysko, krążyło, chcąc dziobnąć sobie smakowite danko. A kocisko odganiało się, nie zmieniając pozycji.


A może sroczysko to chciało nakarmić pisklę, podfruwajkę z niewyrośniętym do końca ogonem, które wylądowało na sąsiedzkim balkonie?
   

Być może...

A na moim zakwitł na przekór wszystkiemu kaktus jednej nocy.


Zdążyłem sfotografować go nad ranem, zanim zwiesił głowę...

wtorek, 7 lipca 2015

Pewien pan

Pewien pan
kończy dziś seventy one
i wcale nie jest sad
że zaliczył już tyle lat
wręcz fakt ten go krzepi
i jest very happy
ma gdzieś, proszę pana i pani
że time is runing
bo w tym jest sedno
że traktuje to z angielską flegmą.


wtorek, 23 czerwca 2015

Kocisław.

Umarł kotek, umarł i leży na desce,
Nie chce się poruszyć, ni zamruczeć nie chce.

Przyszła bowiem kryska na biednego kotka.
Wyrósł mu za uszkiem guz wielkości spodka.

A pan Weterynarz, zasmucony wielce,
Rzekł, że już nie można jemu pomóc więcej.

Guz mu wyżarł sporo z tego co ma w środku,
Więc cóż z tobą począć, schorowany kotku? 

Chyba tylko można skrócić twoją mękę.
I wbił długą igłę w Kocisława rękę.

Wstrzyknął w biedne ciałko śmiercionośną dawkę.
Biegnij sobie, kotku, na niebiańską trawkę!!!


A to Kocisław jeszcze w formie.....

niedziela, 14 czerwca 2015

Zszedłem do podziemia

Postanowiłem zejść do podziemia.  W obliczu zaistniałych perturbacji na tzw. na forum i niwie, to według mnie jedyna słuszna decyzja.
Od dawna byłem zwolennikiem podziemia, a ściślej poruszania się w nim, bez korków, bezpiecznie, szybko i sprawnie.
Znam podziemia wielu stolic i miast i z niecierpliwością oczekiwałem najpierw powstania naszego rodzimego, warszawskiego, a potem jego rozbudowy.
I doczekałem się!!!!

II linia metra!!!!

Jeszcze nowiutka, rzekłbym, surowa i nieco martwa, jeśli chodzi o handel, ale jest. Zwlekałem nieco z poznaniem jej, ale w końcu zaistniały po temu odpowiednie okoliczności (jak wspomniałem na wstępie).

Rondo Daszyńskiego - pierwsza stacja (jak na razie)


Rondo ONZ


Zejście na Rondzie ONZ (ale wokół wielkomiejsko!!!)

Świętokrzyska


Nowy świat - Uniwersytet



Centrum Nauki Kopernik (stąd już pod Wisłą)


Stadion Narodowy (stąd planowane rozgałęzienie na Gocław)



Dworzec Wileński - ostatnia stacja (na razie)

Jestem w trakcie poszukiwania jakiegoś miejsca do zamieszkania tam. Życzcie mi powodzenia:)))