Pamiętam, a było to za zamierzchłych czasów, jeszcze na początku drugiej połowy ubiegłego wieku, (ale to brzmi, prawda?) chłodne czerwce, ciepłe i wilgotne lipce i gorące, suche sierpnie, ale z temperaturą max 25 w cieniu... Można było być pewnym z dokładnością 80 - 90 procent, że nie zdarzą się żadne klimatyczne anomalie, a jeśli już, to trwające krótko i niestanowiące corocznej reguły. Nie były potrzebne urządzenia klimatyzacyjne ani w mieszkaniach, ani tym bardziej w samochodach.
A teraz? Ludzie - tropik!!!! Ciężki do zniesienia upał, wysoka wilgotność i niedający wytchnienia cień. Czekałem jak na zabawienie na Anny, no bo jak wiecie - od świętej Anki chłodne wieczory i ranki, ale gdzie tam!!! Nic lepiej, mądrość ludowa, proszę Was, zgłupiała nieco, ustępując pola igraszkom klimatycznym.
Może już gorzej znoszę upały, bo to "podeszły" wiek itd? Prawdopodobnie tak, mimo że inni moi równolatkowie czują się znacznie gorzej. Wychodzę jednak z tego obronną ręką, bo procentują moje młode lata, kiedy przez kilka lat pływałem na Afrykę Zachodnią oraz Zatokę Bombajską i Bengalską, i do dziś mój organizm doskonale wie, co znaczy prawdziwy tropik i jak się w nim zachować. Wspominam ciężką pracę w ładowniach przy mocowaniu ładunku w zaduchu i pyle, kiedy wychodziłem stamtąd oblany potem, jak wodą z prysznica...
Atmosferę tej pracy spróbowałem wtedy oddać w wierszu pt. SPOCENIE.
Zdejmuję powoli koszulę
mokrą od słonego potu
Jest chłodna i lepka
jak miękki rozgnieciony banan
Odrzucam ze wstrętem
na pokrytą zielona farbą
podłogę...
nie potrzebowałem nawet
odkręcać kranu
po prostu zszedłem do ładowni
w zaduch rozgrzanych ciał
czekoladowe ramiona
pracowały w rytmie
wibrujących pieśni
z męczącej jednostajności
wybuchał szał
podchwytywany przez
kilkanaście krtani
wilgotne dłonie
wybijały takt
na beczkach z oliwą
ku ciemniejącemu niebu
unosił się okrzyk
wabiący chłodem
przedwieczornego ogniska
stałem w kleistym kurzu
i patrzyłem
jak spod znieruchomiałych worków
sypie się cienkim pasmem kawa...
A teraz rozbieram się do naga
i zamykam oczy
pod pieszczotą strumyczków wody
Już dawno zapadł zmrok
i noc niosąca powiew chłodu
Aksamitne krople
wędrują po mojej skórze
jak zapomniany dotyk
twoich palców
No cóż, rozmarzyłem się... Teraz proza życia zmusza mnie do uruchomienia wiatraka, TIP WP-1 zdielano w SSSR, kupionego właśnie w ZSRR w czasach, kiedy u nas nic nie było, oprócz octu. Produkt ten, z gatunku gniotsa nie łamiotsa, pracuje dzielnie aż do dzisiaj, hałasując nieco, ale wydajnie mieszając powietrze.
WSZYSTKIEGO NAJCHŁODNIEJSZEGO!!!!
Na pocieszenie tylko moge powiedziec ze u mnie gorecej(bardziej goraco.cieplej?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam chlodno,wiem to tak nie ladnie,ale w tym upale to miod na dusze;)
Trzymaj sie, juz za moment jesien:)
Moj nie raz mi opowiadal jak im w Afryce kotwica sie topila;)
Przeżyjemy to jakoś. W zimie będziemy tęsknić do ciepła.
UsuńPozdrowienia dla Ciebie i Twojego:)))
P.S Zapraszam na moją stronę na facebooku. Tam jest zdjęcie, na którym trzymam się kotwicy:)))
UsuńDziekuje)
UsuńNie uzywam FB ale konto mam,bylam widzialam.
Zdjecia super:),wyglada jakbys trzymal ta kotwice w obawie ze wpadnie do wody:)
nooo działa na wyobraźnię:)
OdpowiedzUsuńA wyobraźnia wtedy szczególnie działała:)))
UsuńPozdrowionka.
ja tez sie cieplem kapie i staram przeczekac do jesieni ;))))
OdpowiedzUsuńA końca upałów nie widać....
UsuńWojtku. U mnie plany urlopowe też uległy zmianie. Z powodu planów zawodowych. A praca najważniejsza jest. Dlatego mam wypady krótkie w strony, których nie znam lub znam bardzo mało.
OdpowiedzUsuńZnoszę te upały źle. Przed mrozami to wiem jak się ukryć. Przed takimi temperaturami to nie wiem jak. Nad ranem najprzyjemniej jest. A zakupy do domu to robiłem wczoraj o 21. Następuje zmiana klimatu. Z różnych przyczyn. Ziemia z gumy nie jest A NAS CORAZ WIĘCEJ! Fajnie masz wspomnienia z pływania w egzotyczne miejsca. Gratuluję. Dzisiaj wiatrak wyciągam z piwnicy. Pozdrawiam serdecznie z Zoliborza
Dodałem Ciebie do blogów obserwowanych. Lepiej późno niż wcale :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Ja Twój podglądam już od dawna:)))
UsuńGorące pozdrowienia:))
Nad morzem łatwiej przetrwać upały, bo zawsze jakiś zefirek przyjaźnie wieje. Nie spodziewałam się takiego lata, bo bardzo ciepłej wiośnie. Prawda, ze kiedyś bywało bardziej umiarkowanie, pamiętam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Nad morzem chłodniej - wciąż to pamiętam.
UsuńNie mogę tylko wybrać się nad to morze. Mo(rz)e w przyszłym roku?
Pozdrowienia:))
No i... spociłam się od samego czytania. :) Fakt, atmosfera jest nieznośna i ciężko się nawet poruszać, o myśleniu to nie wspomnę, dlatego wypatruję jesieni...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ciężko się myśli, oj ciężko:)) W ogóle jest ciężko cokolwiek robić.
UsuńPozdrawiam z niemałym trudem:)))
Witaj :)
OdpowiedzUsuńUpały znoszę jakoś, ale za nimi nie przepadam.
Dawniej, masz rację, pogoda była jakaś normalna :)
Pozdrawiam mile :
Pozdrawiam mile, marząc o normalnej:))
Usuń