Po parodniowej, jesiennej niemocy umysłowej (nawet ćwiczenia fizyczne jej nie zapobiegły), zaczynam
odrabiać straty. Jeszcze w nocy męczył mnie sen, że jestem dżdżownicą, z trudem
wydobywającą się na powierzchnię, i której było wszystko jedno gdzie i w jaki
sposób załatwia swoje potrzeby fizjologiczne. Ale już nad ranem mój pęcherz
zaalarmował mnie, że oczekuje decyzji, co ma robić. Przez moment pławiłem się w
uspokajającej pewności, że mam na sobie pampers. Na szczęście, odradzające
się szare komórki kazały mi sprawdzić, czy mam rację.
NIE MIAŁEM!
Nie było
jeszcze za późno. Wyskoczyłem z łóżka i pognałem do łazienki, rzucając jednocześnie
okiem na zegarek, którego wskazówki pogroziły mi, że już najwyższy czas iść do
szkoły. Na domiar złego, podejrzanie przypominająca moją matkę żona krzyknęła
za mną, że trzeba kupić chleb. Ubrałem się więc szybko, dziwiąc się trochę, że
to, co zakładałem, wcale nie było na mnie za duże.
Czyżbym aż tak wyrósł?
Czyżbym aż tak wyrósł?
Po drodze do piekarni mijałem szkołę i już miałem
wejść na jej dziedziniec, kiedy mój szybki rozwój pozwolił mi zreflektować się,
że skończyłem ją jakiś czas temu. W tym przekonaniu umocnili mnie dwaj chłopcy,
którzy szli za mną, wcale nie uważając mnie za kolegę. Z zapałem rozmawiali o
sportach walki i o sposobach ich praktycznego zastosowania. Na wszelki wypadek,
przyspieszyłem kroku, snując dojrzałą refleksję, że za MOICH CZASÓW nasze
zainteresowania biegły w całkiem innym kierunku.
W podstawówce, ja i moich dwóch przyjaciół, zrzeszeni w Tajnym Związku Trzech,
wybieraliśmy się w kosmos. Gazeta "Świat Młodych" kompletowała załogi
kosmiczne do lotu na Marsa. Warunkiem było zaprojektowanie rakiety i zameldowanie
do Bazy naszej gotowości. Rakieta nazywała się "Kometa" i wyglądała,
jak poniżej:
Ja, ksywa "Pyszczek", byłem astropilotem i astrokonstruktorem, Andrzej, ksywa "Jancza",
astrolekarzem i astronomem, a Rysiek, ksywa "Kikcio", astronawigatorem i astroprzyrodnikiem.
Wysłaliśmy do Bazy następujący meldunek: "Halo Baza... Halo Baza... Tu
mówi załoga Komety. Wraz z listem przesyłamy plan naszej rakiety. Nasza załoga
nie jest jeszcze wciągnięta na listę Bazy. Podajemy skład załogi (i tu
następowało wymienienie imion, nazwisk i funkcji). Pragniemy jechać na
Marsa. Czy koniecznie trzeba przysłać fotografie? Czekamy na instrukcje".
Nie udało nam się wówczas polecieć. Akcja z jakichś powodów utknęła w martwym punkcie. Jednak przyjaźń pozostała. Do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt.
Witaj
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia i bezcenna fotka. Ale naj...jest przyjaźń :)
Pozdrawiam mile :)
Tak, naj... jest przyjaźń, no i miłość. Ale w naszym przypadku to drugie nie było brane pod uwagę:)))
UsuńZachowało sie parę śladów z mojego dzieciństwa i wczesnej młodości (jakim cudem?). Ten rysunek "Komety", wykonany przeze mnie w pierwszej połowie ubiegłego wieku (ale to brzmi!!!), znalazłem w bardzo dobrym stanie w tekturowej teczce, min.z pamiętnikiem i dzienniczkiem ucznia.
Pozdrowienia:)
Rakieta wygląda nad wyraz profesjonalnie i szkoda, że nie polecieliście nią na Marsa ;-)))
OdpowiedzUsuńPoza tym bawiłam sie przednio czytając i jedyna poważna refleksja jaka przyszła mi do głowy to ta o wartości prawdziwych przyjaźni;-) Chociaż nieprawdziwych przyjaźni przecież nie ma, prawda?
Pozdrawiam serdecznie!
UsuńRóżnie to bywa (słyszałem o fałszywej przyjaźni)... Ale to wtedy nie przyjaźń.
Ciekawe, że rzeczywiście nasza tak długa wspólna znajomość jest dla mnie, jak dotychczas, jedyna.
Zastanawiam się, czy jeszcze raz nie spróbować tej kosmicznej wyprawy, ale niestety nie ma już gazety "Świat Młodych"...
Pozdrawiam przyjaźnie:)))
Na rakietach się nie wyznaję, ale pierwsza część postu przyprawiła mnie o łzy i od miesiąca były to pierwsze łzy ze śmiechu a nie z rozpaczy. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozjaśniłem Twoją twarz...
UsuńWitam. Dzięki za komentarz. I dobrze się stało, gdyż przeczytałam Twój świetny wpis, który zgrabnie nawiązuje do szkolnych przeżyć i wspomnień. Pozdro?
OdpowiedzUsuńDięki za wizytę:)))
OdpowiedzUsuń...wienia?
Fajny wpis :) Mile wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńZ dala myślałam , że ten rysuneczek to jakiś szkic Leonarda :)
Podobny, ale niestety wykonany prawą ręką. No i tekst nie jest "lustrzany":)))
UsuńPozdrowienia