Jutro idziemy na komunię syna mojego siostrzeńca.
Stanęliśmy przed dylematem, co mu z tej okazji podarować, bo przecież wg nowej mody coś trzeba. Po burzy mózgów nic nie wymyśliliśmy. Ruszyliśmy więc na spontaniczny przegląd sklepów w różnych centrach handlowych, lecz nic sensownego nie udało się znaleźć, no poza ew. świętym obrazkiem, krzyżykiem, zegarkiem w kształcie perkusji i efektowną parą figurek przedstawiających bliźniaczo do siebie podobnych diabła i aniołka. To ostatnie najbardziej mi się podobało, po w prosty sposób obrazowało stan delikwenta przed i po. Jednak doszliśmy do wniosku, że chyba nie wypada...
Zrezygnowani i zmęczeni już mieliśmy udać się do domu, kiedy wpadłem na genialny pomysł - po co kupować coś, co na nic mu się nie przyda i o czym błyskawicznie zapomni.
Dajmy mu pewną sumę pieniędzy, ukrytą w okolicznościowym karnecie.
Z pewnością będzie wiedział, jak ją spożytkować.