Pelargonie krakowskie (bo rozsada z Krakowa)
Pelargonie angielskie (bo rozsada z Anglii)
Fala lipcowych upałów męczy nas i męczy. Temperatury takie, że trudno białemu człowiekowi wytrzymać. Jednak kwiaty mają się dobrze (zdęcia u góry). Podlewane czesto i karmione nawozem kwitną w tym roku na potegę. Przeszkadzają im jedynie silne wiatry i burze, ale wtedy zdejmuję je litościwie z wieszaków i stawiam na balkonowej posadzce.
Ja, w przeciwieństwie do kwiatów, ledwo dycham. Na klimatyzację z prawdziwego zdarzenia mnie nie stać. Ratuję się więc otwierając na ościerz i na przestrzał okna (o zimnym piwku na stole nie wspominając). Wiatr po domostwie hula i chłodzi co może i jak może, a może nie wiele, bo gorąc w każdym kącie. Okien zamknąć nie można, bo grozi rychłym uduszeniem. Trzymam je więc rozwarte przez cały dzień, z nocą włącznie.
Dycham lepiej, ale za to wieczorem znosić muszę napór nieproszonych gości, co to latając, do światła bez sensu dążą. Ćmy, komary, te leśne i krwiożercze, szczypawki, owadki drobne i większe nieznanego pochodzenia i trudne do nazwania, tańce nad stojacą lampą wyczyniają i przed telewizorem przelatują bezczelnie.
Toczę z nimi syzyfową walkę, darowując im jednak życie i wyganiając tylko, bo z wiekiem serce gołębie mi się porobiło. Stworzenie wszelkie ma przecież prawo do życia, nawet jeśli jego obecność jest dla Dominującego Gatunku uciążliwa. Ze szmatą biegam, łapami wymachuję, jednak nie zawsze udaje mi się wyjść z tej walki zwycięsko i część tego tałatajstwa nocuje razem ze mną.
Dzisiaj wstałem bladym świtem i jak zwykle obszedłem kontrolnie całe domostwo. Za oknem 22 stopnie powyżej zera, niebiosa bezchmurne, z ptaków, w większości śpiących jeszce, jedynie śmigające stadko jeżyków.
Już miałem wrócić do pościeli, kiedy ujrzałem jączka. Przycupnął na ścianie obok lampy, jakiś taki zabiedzony i wychudły. Żal mi się go zrobiło i już miałem zostawić go w spokoju, kiedy spojrzał na mnie i bezczelnie "zygu zygu" zrobił. Wziąłem więc szczotkę, broń niezawodną, zmiotłem go delikatnie do śmietniczki i z balkonu na trawnik wyrzuciłem, "pa, jączku" mamrocząc.
Potem wsunąłem się do łóżka i w sen sprawiedliwego zapadłem.
Witaj
OdpowiedzUsuńA cóż to "jączek"?
U mnie komarów prawie brak, ćmy owszem, ale za to os zatrzęsienie. Podobnie, jak Ty daruję im życie jednak.
Pozdrawiam na miły tydzień:)
No właśnie, co to jest "jączek"?
UsuńOdpowiedź jest zaszyfrowana w tekście.
Pozdrowionka
Też pierwsze słyszę :) Jączek :) Strasznie słodkie :)
OdpowiedzUsuńTen balkon , co widać to Twój ?
Serdeczności :)))
Mój ten kawałek balkonu!!!
UsuńA Jączki? Pchają się do domów bezczelnie. Nie wszyscy je lubią, bo wyglądają niezachęcająco...
No już mamy sierpień- ale jak na razie równie nieznośny:)
OdpowiedzUsuńCzas leci leci!!! Jak nieprzymierzając sam mistrz Adam, kiedy jeszcze nie zaczął sprawdzać się na rajdach;))
Usuń