Smok Zza Lasu na dobre w obejściu moim się zagnieździł.
Drewutnię, w której przez dni parę do siebie dochodził, opuścił i furt w
chałupie przesiadywać zaczął. Raz tylko z zagrody wychynął, aby na Trakcie
Królewskim obrządki żałobne, przez jedną z Koteryj przed siedzibą Włodarza
Krainy Naszej odprawiane, obserwować, wzorca w nich dla siebie
upatrując. A gdym zagadnął, kiedy do Krainy Swojej powrócić myśli, odparł,
wzdychając smutno: - Wiem, że gościnności Waści nadużywam, ale pozwól mi
pozostać tu jeszcze przez czas jakiś. Przez posłańców wieść rozniosłem, że
boleść mnie ogarnęła wielka i co najmniej przez miesiąc i pół kurować się
muszę.
- Niemoc cię wzięła jakowaś, Smoku Zza Lasu? A może to z
tęsknoty na zdrowiu podupadać żeś począł? Zaraz kobitę na jednej nodze do babki
poszlę, aby medicinum na nostalgię jakoweś przyniosła.
Smok rozejrzał się wokół i pysk do ucha mi przystawił - Nie
kłopocz się, Waść. To fortel jeno. Do Krainy wracać mi nie spieszno. Owego lotu
próbnego, co go Komisyja wykonać zamiaruje, uniknąć chcę. Toż to pomysł
głupawy, do niczego nie prowadzący, a życie moje na szwank wystawia.
Racji w tej materii odmówić mu nie mogąc, panoszenie jego
przeczekać postanowiłem, mimo że kobita moja okiem przyjaznym łypać na niego poczęła. Giezło
haftowane przyoblekłszy, com jej jako gościniec z Grodu Kraka przywlókł, kąski
smakowite co rusz przed pysk mu podsuwała, okowitą na dodatek obficie
racząc. Przez czas jakiś obojętnie do tegom podchodził, ale widząc, że coraz
bardziej cholewki do niego smali, z interventio
uznałem za stosowne wystąpić, aby do porządku ją przywołać.
- Cóżeś to, poćpiego jedna, szaleju się najadła, alibo
lubczyku jakowegoś? - rzuciłem godnie, status swój w chałupie podkreślając. -
Po rozum do głowy pójdź. Lata przeszłe na tobie widać, a jako
młódka tyłkiem przed gościem kręcisz, spokoju mu nie dając.
Ta ślipia opuściła i pokraśniała nagle, za
szmatą gębę kryjąc.
- A widzisz, srom cię ogarnął, babo bezwstydna! Stuknij się
w ten czerep pusty i mężem swoim bardziej sie zajmij. Już razy kilka,
kiedym pod derką obłapywać cię poczynał, w sen głęboki niby zapadałaś.
Nie wiem, co z przemowy mojej w głowie się jej ostało, ale odtąd po
kątach chlipać poczęła, pod spojrzeniem moim się kuląc.
Szczęściem Smok,
okowitą oszołomion, do przyjęcia jej duserów nie był skory. Za to ślipiem
rozmarzonym za rysiem, com go osieroconego z boru przygarnął, wodzić
zaczął. Na kolana go brał, głaskał czule, z okolicznych zarośli zwierzynę
drobną mu przynosił, leniwym i nieskorym do polowania czyniąc. Gryzonie po
obejściu zaczęły harcować, pod nosem niemal mu się przechadzając. Na dobitkę.
karaczanów plaga sie pojawiła, bo Smok konszachty z Krainą Zza Lasu utrzymywał,
co raz posłańców tam wysyłając i z niej przyjmując. Masa ich szparą pod wrotami
do chałupy się wciskała. Kobita w popłoch wpadła, miotłą próbując je wytłuc i
kto wie, czy w gorliwości swojej któregoś nie ubiła. Smok, widząc to, na
wszelki wypadek w drewutni salę do audientia
wyrychtował. Wrota kołkiem zapierał i konferencyje długie prowadził. A kiedym dociec
próbował, nad czym tak ciągle deliberują, minę tajemniczą zrobił i pary z pyska
puścić nie chciał. Dopiero, przy okowicie półgębkiem napomniał, że obchody
rocznicy śmierci kuzyna swego w oppositio do
rządowych przygotowuje, aby na ich celebrację w czas odpowiedni być
może do Krainy powrócić.
Witaj
OdpowiedzUsuńSmok i okowita, hmm, ciekawe połączenie :)
Pozdrawiam mile :)
A okowita sączona przez smok!!! To dopiero!
OdpowiedzUsuń